Wakacyjne historie miłosne sprawiają, że żyjemy szybko i intensywnie; rzucamy się w wir euforycznych uniesień, purpurowych zachodów słońca i nocy spędzonych pod rozgwieżdżonym niebem. Dajemy się zwieść iluzji wieczności, zapominając, że w parze z każdym początkiem musi iść nieuchronne zakończenie.
W cieniu autorskich sukcesów Pawła Pawlikowskiego z ostatnich lat (Ida, 2014; Zimna wojna, 2018) skrywają się nieco już zapomniane losy bohaterek dramatu Lato miłości (2004). Starannie skonstruowane portrety psychologiczne, kolizja dwóch przeciwstawnych światów w sercu angielskiej prowincji i wiszące w powietrzu widmo hipokryzji – Pawlikowski serwuje własną interpretację powieści Helen Cross o tym samym tytule (2001), odzierając ją z nadmiaru fabularnych zdobień na rzecz wysublimowanego minimalizmu. Z powodzeniem ujednolica wielowątkową historię; harmonizuje ją, nadaje głębszy wymiar podszytej erotyzmem fascynacji.

Twórczość Pawlikowskiego wyróżnia nostalgiczna wrażliwość i liryczna prostota. Reżyser odnajduje złoty środek pomiędzy dramatyzmem a poetycką subtelnością – porusza, ale nie przytłacza. Często stawia bohaterów na rozdrożu moralności, pozostawia przestrzeń na niedopowiedzenia i własną interpretację. Podejmuje tematy trudne, często kontrowersyjne – chrześcijańska, uhonorowana Oscarem Ida podniosła larum wokół stosunków polsko-żydowskich, rozdrapała stare, niewygojone rany i stała się podłożem zarzutów o charakterze polityczno-religijnym. Zimna wojna, pomimo akcji umiejscowionej w czasach narodzin polskiego komunizmu, uderzyła w czułe punkty współczesnej publiki – rzuciła nowe światło na wartości wyznawane przez jednostki żyjące na emigracji i postawiła im niewygodne pytania: czy dobrobyt na obczyźnie wart jest dostosowania się do nowych zasad kosztem uszczerbku na własnej tożsamości? Czy wolność polityczna jest ważniejsza niż życie pośród bliskich? Czy miłość to wystarczający powód, by powrócić do ojczyzny?
Lato miłości łączy w sobie efemeryczną stylistykę filmów Kieślowskiego z naturalistyczną konwencją Kechichego z Życia Adeli (2013) – buja w obłokach, nie odrywając stóp od ziemi. Damsko-damska relacja majętnej Tamsin i pochodzącej z niższych warstw społecznych Mony, choć przedstawiona w sposób realistyczny i surowy, utrzymana jest w metafizycznej odsłonie wizualnej, co nadaje jej posmak magicznej dekadencji.

Obsadzona w roli Tamsin i stojąca wówczas u progu kariery Emily Blunt uosabia wyniosłość, wewnętrzną pustkę i nonszalancję bohaterki. Oszczędna mimika twarzy, wyważona mowa ciała oraz nieobecne spojrzenie Blunt pozwoliły jej roztoczyć wokół Tamsin aurę melancholii i tajemniczości; podkreśliły jej magnetyczny urok, intencjonalne i wystudiowane gesty, bardziej przywodzące na myśl świadomą swojej atrakcyjności kobietę niż dziewczynę w okresie adolescencji. Wszystko to sprawia, że spędzająca wakacje na wsi Tamsin w mgnieniu oka staje się obiektem fascynacji Mony, w której rolę wciela się Natalie Press, znana m.in. z Sufrażystki (S. Gavron, 2015) czy Ill manors (B. Drew, 2012).
Ujmująco autentyczna, obdarzona ironicznym poczuciem humoru i niewybrednym językiem Mona zmaga się z brakiem perspektyw na życie i ponurą wizją przyszłości, z czego zwierza się Tamsin, mówiąc: „Wychowam dzieci z problemami psychicznymi, a potem poczekam na menopauzę albo raka”. Poczucie alienacji wzmaga u niej zmiana w zachowaniu starszego brata, Phila – obsadzonego w jego roli Paddy’ego Considine’a mieliśmy okazję zobaczyć w pierwszym filmie fabularnym Pawlikowskiego: Ostatnie wyjście (2000). Nawrócony w trakcie pobytu w więzieniu chrześcijanin z fanatycznym zacięciem przekształca odziedziczony pub w miejsce religijnych spędów i przyjmuje rolę lidera zaściankowej społeczności. Jego stosunki z Moną są napięte i pełne konfliktów; nadwątlone rodzinnymi traumami, które odcisnęły piętno na psychice obojga rodzeństwa. Nowy porządek zaprowadzony przez Phila po powrocie do domu spotyka się z oporem ze strony siostry, stęsknionej za ich dawną relacją. Brak porozumienia pomiędzy Moną a jej bratem utrudnia im ekspresję wzajemnych uczuć – próby komunikacji prowadzą do kolejnych zatargów, ostatecznie przeistaczając się w zachowania przemocowe.

Znajomość z egzotyczną Tamsin okazuje się dla Mony sposobnością do ucieczki od niestrawnej i przewidywalnej codzienności; przybiera formę pryzmatu ubarwiającego rzeczywistość – kusi i uzależnia. Dziewczyna odsłania przed Tamsin najmroczniejsze aspekty swojej przeszłości, opowiada o przemilczanych dotąd emocjach oraz pełni rolę słuchaczki, wierząc w obopólną szczerość i zrozumienie. Intymne zwierzenia nastolatek podsycają fascynację niebezpiecznie zmierzającą ku obsesji.
Lato miłości obfituje w zestawienia przeciwieństw. Pawlikowski stosuje liczne zabiegi mające na celu podkreślenie klasowych różnic pomiędzy bohaterkami. Już w pierwszych scenach widzimy Tamsin na grzbiecie białego wierzchowca oraz Monę poruszającą się na pozbawionym silnika skuterze nabytym za bezcen. Kontrast dostrzegamy także w poziomie edukacji nastolatek – wpatrzona w globus Mona odczytuje nazwę obcego dla niej miasta litera po literze, podczas gdy uczęszczająca do dobrej szkoły Tamsin bez zastanowienia umiejscawia Omsk na Syberii.
W odróżnieniu od ascetycznej Idy czy Zimnej wojny, Lato… przyciąga intensywnością barw. Impresjonistyczne krajobrazy prowincjonalnego Yorkshire budzą skojarzenia z pejzażami Claude’a Moneta, Auguste’a Renoira czy Edgara Degasa. Poetycka estetyka kadru, spotęgowana dźwiękami synthpopu i alternatywnego rocka, dostarcza wrażeń z pogranicza jawy i sennych fantazji; prozy życia i transcendencji. Znajomość bohaterek rozkwita na tle wrzosowych wzgórz i wszechobecnej zieleni, zacieśnia się na skalistym uboczu pośród wysokich drzew. Odpowiedzialny za stronę wizualną filmu reżyser obrazu, Ryszard Lenczewski, który zaprezentował już piękną, letnią scenerię w produkcji Nad rzeką, której nie ma (1991), zasłynął z wcześniejszej współpracy z Pawlikowskim przy Ostatnim wyjściu (2000), Kobiecie z Piątej Dzielnicy (2011) czy oscarowej Idzie zrealizowanej na podstawie autorskich fotografii operatora na poły z utalentowanym Łukaszem Żalem.

W półtoragodzinną narrację o miłości wpisuje się także opowieść o niezaspokojeniu emocjonalnych potrzeb i próbach ucieczki przed własnymi demonami. Zatracony w religii Phil wraca z więzienia jako pozbawiony dotychczasowej tożsamości człowiek – całą jego osobowość zdominowały wiara i nauki zawarte w Biblii. Zagubiona po śmierci matki i radykalnej zmianie w zachowaniu brata Mona bezrefleksyjnie sprowadza swoje życie do nowo poznanej dziewczyny. Zmysłowa Tamsin wypełnia wewnętrzną pustkę, posuwając się do manipulacji i konfabulacji; testuje podatność otoczenia na swoje wdzięki, uderzając w najczulsze punkty.
Tytułowa miłość w Lecie… ustępuje miejsca hipokryzji, obłudzie i deficytom empatii. Upozorowana bliskość przeobraża się w opadającą kurtynę iluzji i niespełnionych oczekiwań; rozczarowanie będące następstwem nieuniknionej konfrontacji z rzeczywistością. Opowiedziana przez Pawlikowskiego historia zapada w pamięć jako przestroga przed bezkrytyczną wiarą w szlachetność cudzych intencji i aktami zrodzonej z samotności desperacji. Reżyser udowadnia, że za ucieczkę przed własnymi emocjami prędzej czy później przyjdzie nam zapłacić, bo – jak trafnie ujął to Paul Varjak w Śniadaniu u Tiffany’ego (B. Edwards, 1961) – „nieważne, gdzie uciekasz, wszędzie wpadasz na siebie”.
Lato miłości (2004), reż. Paweł Pawlikowski