Podczas gdy światowy przemysł konopny rośnie w siłę, my, polskie panny, możemy co najwyżej zaproponować przebieżkę przez kilka dekad filmów o paleniu. Dobre i to! Przedstawiamy więc nasz subiektywny wybór tytułów, wychodzących poza chłopackie stoner comedy – od rozkosznie archaicznych drugsploitation po kontrkulturowe wyziewy i współczesne kino autorskie. Ugoszczą was podstarzałe hipiski, zjarane czarownice, napędzane THC rebeliantki i inne zzieleniałe indywidua. (KG)
8. W oparach szaleństwa – Assassin of Youth (1937), reż. Elmer Clifton
Niniejsze zestawienie nie mogłoby się obyć bez filmowej eksploatacji z lat trzydziestych, naiwnego dziecka swoich czasów, wyrosłego na gruncie rozdmuchanej do niebotycznych rozmiarów propagandy antynarkotykowej Harry’ego Anslingera. W przeciwieństwie do innych sztandarowych tytułów nurtu – Marihuany (1936), Reefer Madness (1936) czy She Shoulda Said No! (1949) – Assassin of Youth nie składa się wyłącznie ze scenek rodzajowych, obrazujących postępującą degrengoladę palaczy marihuany, ale wije nić kryminalnej intrygi. Joan ma odziedziczyć fortunę po zmarłej babci; na jej drodze staje kuzynka z mężem, oboje zamieszani w dilerkę i zmotywowani, by, oczerniwszy przed sądem dobre imię dziewczyny, zagarnąć jej majątek. W sprawę wikła się dziennikarz śledczy, który postanawia się rozprawić z gangiem raz na zawsze i, we współpracy z Joan, infiltruje grupę. Kontakt z piekielnym zielem deprawuje i nakręca spiralę nieszczęść. Zagrożenie czai się wszędzie, czyha zarówno na młodych, jak i na starych, a duch Anslingera zaciera ręce. Tytuł filmu zaczerpnięto zresztą z jego głośnego artykułu, a w jednej ze scen dziennikarz parafrazuje fragment tekstu. Jak to jednak z krucjatami bywa, tak i tutaj twarde zakazy osiągnęły skutek przeciwny do zamierzonego. Przy wsparciu przemysłu filmowego marihuana, ze stosunkowo nieznanej używki imigrantów, staje się pożądanym towarem na wielkomiejskich imprezach klasy średniej. Ups. (KG)
7. Uważaj co palisz, chłopaku, dziewczyno – Maryjane (1968), reż. Maury Dexter
Film Dextera serwuje wdzięczny fikołek narracyjny. Zrealizowany u szczytu hipisowskiej rewolty, z jednej strony nęci kolorytem kontrkultury, z drugiej piętnuje zwolenników legalizacji marihuany. Mimo istotności perspektywy nastoletniej rebelii (jeden z bohaterów stylizowany jest na Buntownika bez powodu), dymek z jointa złowieszczo unosi się nad historią od samego początku, kiedy to jesteśmy świadkami wypadku. Skręt w jednej dłoni, kierownica w drugiej – finał może być tylko jeden. Maryjane niepozbawiona jest wywołujących ironiczny uśmiech dosłowności (grupka jaraczy z namaszczeniem nosi wisiorki z wyrytym tytułowym określeniem trawy), ale pozostaje przy tym wdzięcznym dzieckiem swoich czasów. Wibruje rock’n’rollem w scenach samochodowych pościgów i przydymionym jazzem, w sekwencjach oddających narkotykowy trip. Mimo że ostatecznie antynarkotykowy dydaktyzm pozostaje nadrzędny, czyniąc z filmu ugrzecznioną odpowiedź na starszą o rok Podróż, Dexterowi udało się zaserwować całkiem udany odlot. (MP)
6. Wiedźma prawdę ci powie – Bury me an Angel (1972), reż. Barbara Peeters
Po lesbijskim love story Barbarze Peeters wpadła w ręce okazja przelania na ekran ukochanego nurtu – bikerskiego kina drogi. Główną bohaterką uczyniła Dag, dziewczynę nonszalancką, zmęczoną i złamaną osobistą tragedią. Dixie Peabody (charyzmatyczna naturszczyca, prywatnie kumpela z planu) w portretowaniu zdesperowanej motocyklistki sprawdziła się znakomicie. Nagłe zabójstwo brata zapoczątkowuje osobistą wendetę. Obecność dwójki kolegów, towarzyszących jej raczej dla zabawy niż z chęci pomocy, zapewnia chwile tymczasowego wyciszenia – nigdy nie wiadomo, kiedy PTSD znów da o sobie znać. Podróż przynosi nieoczekiwane spotkanie. Całą trójkę wwiewa do pustynnego hosteliku, gdzie uśmiechnięta, enigmatyczna czarownica serwuje im gulasz z wkładką z THC, oferując introwertycznej bohaterce i jej kompanii na drodze zemsty moment luzu. Chojrakującą Dag czyta jak otwartą księgę, co prowokuje wybuch gniewu – dziewczyna rozpada się na kawałki, przejmująco (choć z teatralną przesadą) opowiadając o swojej traumie. Sytuacja robi się dziwna: temperatura rośnie, pada kilka nieprzyjemnych słów. Wiedźma łagodzi sytuację, odpalając skręta. (KG)
5. Kalifornijski haj – Plażowe Dziewczyny (1982), reż. Pat Townsend
Ostatni dzwonek wybrzmiał, wakacje czas zacząć. Podręczniki lądują w śmietniku, sznurki od bikini trzymają się luźniej. Trzy koleżanki postanawiają spędzić ten rozgrzany czas w domku na plaży należącym do wuja jednej z nich. Gdy pewnego dnia dziewczęta znajdują na brzegu porzucone przez nieudolnych przemytników worki wypełnione trawą, na horyzoncie zaczyna majaczyć perspektywa balangi życia. Film Townsenda to radosna sekskomedia, która wyciąga z wakacyjnej lokalizacji wszystko, co najlepsze. Kalifornijskie słońce wciska się pod kuse spodenki, fale obściskują rozgrzane i nagie ciała niepodrabialnym uczuciem beztroski. Slapstickowe perypetie zjaranych imprezowiczów może i nie grzeszą wyszukaniem, ale nie przeszkadza im to skutecznie uderzać do głowy. Ostatecznie film o trawie otwierającej na świat, zrealizowany na początku prezydenckiej kadencji znanego ze swojej antynarkotykowej krucjaty Ronalda Reagana, smakuje niczym chillowanie przy pykaniu w sprawdzonym gronie. (MP)
4. O i Mary Jane – Savages: ponad bezprawiem (2012), reż. Oliver Stone
O, czyli Ofelia, eteryczna nimfa rodem z obrazu Millaisa, pali zioło od ósmej klasy. Zgadza się z twierdzeniem, że narkotyki są rozumną odpowiedzią na obłęd. Nic dziwnego, że ta entuzjastka marihuany związała się z Benem i Chonem, plantatorami najlepszych konopi na świecie, zawierających trzydziestoprocentową zawartością THC. W trójkę tworzą związek doskonały, oparty na wzajemnym wsparciu, miłości i świetnym seksie w chmurach kolejnych buchów. Marzenie o przetrwaniu w narkobiznesie, bez przemocy i niebezpieczeństw, rozpływa się w eterze jak dym z wypalonych jointów wraz z informacją o legalizacji marihuany w USA. Kartele wariują, widząc jedyną szansę dalszego zarobku w powiększeniu oferty o towar premium, który może zapewnić tylko kalifornijski trójkąt. Niechęć do współpracy z gangsterami bohaterowie przepłacają nerwami i stresem, którego nie sposób ukoić nawet solidną dawką CBD. (SN)
3. Miłosny joint – Wada ukryta (2014), reż. Paul Thomas Anderson
Kalifornia, rok 1970; hipisi wypalają się, podobnie jak wypaliło się „lato miłości”. Hipisem jest również prywatny detektyw, Larry „Doc” Sportello, kudłaty koleś, który swoje sprawy rozwiązuje raczej intuicyjnie, jest przecież ciągle na haju. Doc budzi sympatię – ma serce po właściwej stronie, a film, choć ujarany, jest też melancholijny. Bohater kocha swoją byłą dziewczynę (o której wiemy, że wpadła w tarapaty) i szczerze się o nią martwi. W symbolicznym geście troski wypisuje na bibułce miłosny komunikat, a potem skręca jointa. Twarz Shasty pojawia się w przebitce jako słodkie wspomnienie. Wypuszczona przez usta chmurka dymu, która wcześniej przeszła przez wnętrzności Doca, stanowi osobliwe wyznanie miłosne. Wada ukryta to kontrkulturowa, melancholijna halucynacja, kalifornijski noir w oparach trawki, jak warstwy mgły, którą spowita jest wykreowana na ekranie rzeczywistość. Jak Długie pożegnanie Altmana, tylko bardziej. (DJS)
2. Girl Power na haju – Never Goin’ Back (2018), reż. Augustine Frizzell
Jesse i Angela to dwie hałaśliwe nastolatki – wspólnie prowadzą chaotyczny tryb życia, ciągle są na haju. Styrane codziennością i pracą w restauracji marzą o wypadzie do Galveston. Pech chce, że gdy cel staje się osiągalny, nagle wszystko zaczyna się walić – lądują w areszcie i na dywaniku u szefa, odurzają się przypadkowo wszamanymi ciasteczkami z konopi, a jedna z nich cierpi na zatwardzenie. Ogólnie: dzieje się. Przygody dziewczyn są jednocześnie paskudne i zabawne, przywodzą na myśl ujarane komedie z lat 90. Luz bohaterek, choć czasem udawany, pozostaje wiarygodny – pewien naddatek reakcji, wchodzenie w rolę, wpisane są przecież w nastolatkowy styl życia. Najbardziej jednak ujmuje czułość między dziewczynami. Gdy zasypiają razem w uścisku i z niezmytym makijażem. (DJS)
1. Usychanie dzieci-kwiatów – Freeland (2020), reż. Mario Furlon, Kate McLean
Dla Devi czas się zatrzymał. Choć jej włosy mienią się srebrzystym blaskiem, a ciało pokrywają zmarszczki, dzięki gandzi kobieta wciąż czuje się jak hipiska, żyjąca w latach siedemdziesiątych. Od tamtej dekady bohaterka funkcjonuje poza miastem, w otoczeniu zachwycającej przyrody, i zarabia na życie tym, co kocha najbardziej – hodowaną przez siebie marihuaną. Na farmie zatrudnia młodych ludzi, zachwyconych jej kontrkulturową historią i niezależnością. Jednak nic nie trwa wiecznie. Zalegalizowanie używki wyrzuca nieprzystosowaną do współczesnej biurokracji Devi poza branżę i pozbawia klientów. W nowej sytuacji seniorka staje się bezbronna. Jest obiektem kpin i okrutnych żartów dawnych przyjaciół. Wbrew nazwie wolny rynek bardzo mocno zniewala znieczulonych trawką idealistów. (SN)