Najpierw ukryć, napiętnować, potem skomercjalizować, ale tylko to, co bezpieczne – tak w gigantycznym uproszczeniu rysują się dzieje nienormatywnych relacji w kinie hollywoodzkim. Na szczęście w Złotej Erze nie brakuje filmów brawurowo przecierających ścieżki kolejnym pokoleniom, choćby tylko przez niuans, niedopowiedzenie, sekretną mowę wyrzutków. Queerowe tropy bywają łatwe do przeoczenia; przyjmowanie innej perspektywy wymaga uważności. Nie przedłużając, zapraszamy na przegląd filmów z dwuznacznością w tle – tych wiekowych, i tych bliższych współczesności – i jak zwykle zachęcamy do wywracania kanonów. (KG)
8. Naginanie granic – Sylvia Scarlett (1935), reż. George Cukor
Sylvia po raz kolejny musi ratować z tarapatów narwanego ojca – pijaczka i drobnego oszusta. W ramach przykrywki przed siedzącą im na ogonie policją bohaterka przebiera się za chłopaka, by w takiej formie towarzyszyć papie przez większość filmu (brzmi znajomo?). Układ z poznanym w podróży naciągaczem stwarza wiele okazji do nienormatywnej komedii pomyłek. Wiele dzieje się w niedopowiedzeniu, sporo tu puszczania oka: a to Sylvię/Sylvestra podrywa uwodzicielski malarz, a to całuje ją jedna z dziewcząt, domalowując jej wcześniej stylowy wąsik. Reżyser (którego orientacja była w Hollywood tajemnicą poliszynela) hojną ręką rozsiewa podteksty. Główna rola jest zagrana z komediową (ale i melodramatyczną) lekkością przez wspaniałą Katharine Hepburn, jedną z queerowych ikon Złotej Ery Hollywood. Plotki o relacjach aktorki z kobietami zostały potwierdzone przez co najmniej kilka osób, co nie dziwi, biorąc pod uwagę jej gwiazdorską personę: wyemancypowaną, stroniącą od blichtru, o androgynicznym, sportowym stylu. Choć na przestrzeni filmu bohater/ka płynnie przeskakuje między płciami, najciekawsze są te momenty, kiedy mimo prób powrotu do dziewczęcości pozostaje chłopacka, niedopasowana (w sukience jak na złość brakuje kieszeni, kapelusz uparcie spada z głowy…). Jako Sylvester Hepburn ma zawadiacki błysk w oku, swobodniejsze ruchy, radośnie postrzelony styl bycia. Jest co interpretować! (KG)
7. Nieskazitelny Sebastian – Nagle, ostatniego lata (1959), reż. Joseph L. Mankiewicz
Główny bohater, Sebastian, jest dla publiczności zagadką. Ani razu nie widać jego twarzy, a wszystko, co o nim wiadomo, jest przekazywane przez dwie najbliższe mu kobiety: matkę Violet i kuzynkę Catherine. Z pierwszą łączyła go niezwykle, wręcz patologicznie, zażyła relacja, druga była świadkinią jego tragicznej śmierci, której jednak nie może sobie przypomnieć. Drogą do prawdy pomaga jej kroczyć młody psychiatra, w którego wciela się Montgomery Clift (prywatnie biseksualista i przyjaciel grającej Cathy Elizabeth Taylor). Uznana za chorą umysłowo kobieta szybko okazuje się jedyną prawdomówną osobą w rodzinie, a to, co wie o nieskazitelnym Sebastianie, jest pilnie ukrywane przez jego matkę, próbującą zachować sekret idealizowanego jedynaka nawet za cenę skazania Catherine na lobotomię. Okropną tajemnicą jest homoseksualizm mężczyzny – wrażliwego poety o wyrafinowanym guście, który podczas zagranicznych wakacji wykorzystywał kobiety do podrywania młodych chłopców. W 1937 roku, czyli w czasie akcji dramatu, homoseksualizm był w purytańskich Stanach Zjednoczonych znacznie większym tabu, niż w ponad dwadzieścia lat młodszej ekranizacji. A jednak film Mankiewicza ogląda się jak budzący dreszcze thriller, którego finał, ujawniający w pełni charakter Sebastiana, mógł zszokować niejedną widzkę i widza. (SN)
6. Dziewczyna od zadań specjalnych – Clea Duvall
Clea Duvall to jedna z tych aktorek, które miękko wchodzą w role wprost queerowe bądź takie, które balansują na granicy klasycznie pojmowanej identyfikacji płciowej. Ujmująca jest w Cheerleaderce (1999) jako cyniczna Graham, która budzi w głównej bohaterce chęć buntu przeciwko heteronormatywnej rzeczywistości i przyczynia się do jej samoakceptacji. Stokley z Oni Roberta Rodrigueza jest szkolną outsiderką spowitą w czerń i depresyjną aurę. Określa się jako lesbijka, tylko po to, żeby rówieśnicy dali jej spokój. Zalążki inteligentnej satyry psuje finał, powtarzający błędy Klubu winowajców (1985), wciskając bohaterkę w dziewczęcość – bo tylko tak można zdobyć serce chłopaka. Ostatnie lata przyniosły powrót Duvall na reżyserski stołek, czego efektem jest świąteczny queerowy romkom. Gwiazdorsko obsadzony Świąteczny szok (2020) nie wywraca co prawda schematów, realizując raczej jak po sznurku klasyczne klisze tego nurtu wraz z ich prostolinijną życzeniowością. Nie sposób jednak nie docenić jego optymistycznego wydźwięku i krytyki patriarchalnej struktury rodziny, na czele z niemożliwymi do zrealizowania oczekiwaniami. W końcu rodzina i samorealizacja niejedno mają imię. (MP)
5. Rozczarowanie – Tootsie (1982), reż. Sydney Pollack
Mike przebiera się za kobietę o imieniu Dorothy, by dostać rolę w serialu i udowodnić swój aktorski kunszt. Farsa okazuje się podwójnie skuteczna – nie tylko przynosi zawodowy sukces, ale sprawia, że na Mike’a zwraca uwagę Julie, atrakcyjna koleżanka z planu. Na Mike’a czy raczej na Dorothy? Trudno powiedzieć, co stanowi właściwy wabik – kobieta jako barwna, wzbudzająca zaufanie i poczucie bezpieczeństwa przyjaciółka, czy ukryty w tej kobiecie mężczyzna. Twórcy nie rozjaśniają sprawy i celowo mnożą podteksty, rozwijając między tą dwójką czułą więź, intymną, kobiecą, ale też odrobinę pikantną, kokieteryjną. Pod wpływem Dorothy – zarówno Mike, który ją odgrywa, jak i Julie, która się z nią zaprzyjaźnia – rozbudzają w sobie cechy i emocje, o które sami siebie nie podejrzewali. Jest to doświadczenie transgresyjne: powodujące lęk, ale też rozwojowe, otwierające na nowe możliwości. Julie, choć obawia się rozpoznanych u siebie homoseksualnych skłonności, dowiedziawszy się, że Dorothy nie istnieje – że jest mężczyzną – wydaje się rozczarowana. Jej reakcja jest autentycznie przejmująca, znaczy dużo więcej niż otwierająca się właśnie możliwość spełnienia w heteroseksualnym, a więc hollywoodzko poprawnym związku. (DJS)
4. Towarzyszki – Imitacja życia (1934), reż. John M. Stahl
Bea i Delilah poznają się zrządzeniem losu. Obie są wdowami, samotnie wychowującymi kilkuletnie córki. Szybko nawiązują nić porozumienia. Szukająca pracy Delilah wprowadza się do Bei jako służąca i powiernica; wkrótce jej sekretny przepis na naleśniki stanie się zalążkiem znakomicie prosperującego biznesu. Imitacja życia to przede wszystkim opowieść o rasowych napięciach Ameryki lat trzydziestych – jednym z ważniejszych wątków jest cierpienie, z jakim zmaga się Peola, córka Delili, uosabiająca stereotyp „tragicznej Mulatki”. Z dzisiejszej perspektywy nietrudno zauważyć rasistowski wydźwięk filmu (szczególnie wyraźny w początkowych scenach), niemniej relacja kobiet daje się poznać jako obustronna i trwała, przez znaczną jego część właściwie pozbawiona wpływu mężczyzn. To wizja matriarchalnej przestrzeni pełnej wzajemnego wsparcia (w tym kontekście szczególnie ciekawie wypada zakończenie romansu Bei z przystojnym ichtiologiem). Film Stahla z oczywistych względów nie pozwala sobie na dosadniejsze podteksty, wciąż jednak można go czytać w queerowym kluczu – jako historię towarzyszek życia, które wspólnie mieszkają, pracują i wychowują dzieci, a kiedy zajdzie potrzeba, idą za sobą w ogień. (KG)
3. Zapach gardenii – Sokół maltański (1941), reż. John Huston
Kreowany przez Petera Lorrego Joel Cairo jest jednym z jaskrawszych przykładów queer codingu w Złotej Erze Hollywood. Czarnemu charakterowi przypisane są cechy stereotypowo kojarzące się z homoseksualnymi mężczyznami: wyrafinowany styl, skłonność do płaczu oraz intensywny zapach (w tym przypadku aromatycznej gardenii), wyczuwalny nawet na używanych przez niego kartkach. Podczas pierwszego spotkania z Samem Spadem Cairo dzierży w dłoniach falliczną laskę, a ruchy, które nią wykonuje (szczególnie zbliżanie jej do ust), budzą dość jednoznaczne skojarzenia. Postać bohatera w powieści Dashiella Hammetta jest otwarcie homoseksualna. W adaptacji filmowej, ze względu na cenzurę panującą w Fabryce Snów, orientacja Cairo wybrzmiewa bardziej subtelnie, poprzez niuanse i zniewieścienie postaci. Osobowość bohatera jest przedstawiona w sposób przerysowany i mający wywoływać śmiech, co widać szczególnie w scenie, w której bulwersują go plamy krwi brudzące jego elegancką koszulę. Przedstawianie homoseksualistów jako „tych złych” było stałą praktyką ówczesnych wytwórni filmowych, co można zauważyć także w późniejszych produkcjach Disneya. (SN)
2. You can be my wingman – Top Gun (1986), reż. Tony Scott
Pauline Kael nie miała wątpliwości co jest esencją historii Mavericka, zachwycając się, iż „film jest niczym błyszcząca reklama homoerotyczna. Piloci przechadzają się po szatni, ręczniki zwisają niebezpiecznie z pasa”. Nie da się ukryć, mimo słusznego pokładu testosteronu i wartkiej akcji z twardzielami w centrum, film Tony’ego Scotta sam się prosi o queerowe odczytanie: jako historia o dzielnych chłopcach w wielkich, błyszczących maszynach. Ważne są tu nie tylko podniebne akrobacje, ale i ekwilibrystyka kamery, która pożądliwie spogląda na perfekcyjnie wyrzeźbione ciała, czy to w zaparowanej szatni, czy na rozgrzanym boisku do siatkówki. Tym, co jednak może podobać się najbardziej, jest swoboda, z jaką bohaterowie przebywają w swoim towarzystwie, akcentując seksualność w słowach i gestach, bez maczystowskiego podkreślania swojej siły czy homofobicznego rozkładania akcentów. Butt-slapping w trakcie gry w siatkówkę? Czemu nie. Dwuznaczne zaczepki? Jak najbardziej. Homoerotyczne podteksty wybrzmiewają szczególnie dobrze w męskim świecie, który hołduje atrybutom seksualności w stanie czystym, nie dzieląc ich na te aprobowane i nie. (MP)
1. To zawsze tam było – Matrix (1999), reż. Lana Wachowski/Lilly Wachowski
Pierwsza wymiana zdań między Neo i Trinity stanowi solidny dowód w sprawie. „Myślałem, że jesteś facetem” – mówi on. „Jak wszyscy faceci” – odparowuje ona. Genderowe przemieszanie wisi w powietrzu. Reeves nie jest typem macho, ma w sobie coś delikatnego, coś, co moglibyśmy nazwać kobiecym pierwiastkiem. Moss jest za to twardą hakerką o silnie zarysowanej szczęce. Uzupełniają się jako para, ale jakoś inaczej – wyłamują z utrwalonych przez romanse przyzwyczajeń widowni, rozpychają hollywoodzki szablon. Swoje robi androgyniczna, lateksowa garderoba, która upodabnia ich do siebie, ujednolica płcie. Choć nierozsądnie byłoby redukować ten film do metafory transpłciowości (po co się ograniczać?), ona tam jest, zawsze była, świadomie wpisana. Można po nią sięgnąć, otworzyć się, przyjąć zamiast rutynowej dawki niebieskich pigułek. „Musisz wyzbyć się wszystkiego: strachu, wątpliwości, niedowierzania” – płynie z ekranu. Twórczynie wyraźnie sugerują, że ciało nas ogranicza, a umysł służy wyzwoleniu. Liczy się to, w co wierzysz i co czujesz – czujesz aż do szaleństwa – nie to, co wmawia ci społeczeństwo. Życie według społecznego schematu jest tylko urojeniem – to przesłanie wyjęte wprost z queerowego doświadczenia. (DJS)