Podczas stacjonarnej edycji American Film Festival we Wrocławiu (7-12 listopada) na bieżąco zapisywałyśmy nasze kinowe impresje w postaci postów na peju. Postanowiłyśmy zebrać je i umieścić na stronie, żeby przedłużyć żywotność efemerycznych wpisów – warto zapamiętać tytuły polecanych przez nas filmów i wypatrywać ich w różnych kanałach dystrybucji.
Przesilenie zimowe, Alexander Payne
Przesilenie zimowe Alexandra Payne’a to – nie boję się tego stwierdzenia – najlepszy film świąteczny, jaki widziałam. Bez lukru, z pełnokrwistymi postaciami i genialnymi dialogami (teraz już wiem, że niektórzy ludzie, ale i samo życie jest jak drabina w kurniku). Payne pokazuje to, co w życiu najważniejsze: dobra zabawa i dobre relacje. Mimo goryczy i ostrej ironii to otulająca historia. Najlepiej ujmuje ją scena, w której z dala od głównych bohaterów pani w parku dokarmia wiewiórkę. Zwierzątko początkowo trzyma dystans, ale z biegiem czasu przyskakuje coraz bliżej, by w końcu poczęstować się orzeszkiem prosto z ręki karmicielki. Identyfikuję się z szarą – na seans przyszłam mocno zdystansowana i niechętna, by ostatecznie jeść Payne’owi z ręki. I muszę przyznać, że bardzo dobrze mnie nakarmił. (SN)
Cora Bora, Hanna Pearl Utt
W filmach lubię mierzyć się z kobietami, które nie do końca wzbudzają sympatię. Taka właśnie jest tytułowa postać z Cory Bory. Chaotyczna, egocentryczna, obdarzona ciężkim poczuciem humoru. Kibicowanie takiej bohaterce jest pewnym wyzwaniem. Dla mnie było to świetne wejście w festiwalowy dzień. Wyświetlany w pierwszym slocie film Hanny Pearl Utt, rozpieszczał zaspanych widzów energicznym humorem i realizacyjną werwą. Poszukującym emocjonalnych uniesień dał za to solidną warstwą znaczeniową. Cora Bora odsłania się pomału. Lawiruje między głupkowatą komedią, typowym amerykańskim indie, a solidnym dramatem. To, co ostatecznie najbardziej zadziałało, to sposób, w jaki reżyserka prowadzi Corę przez ten dziwny świat. Traktuje ją jak dobrą przyjaciółkę, na którą często się złości, ale ma też dużo cierpliwości dla jej wybryków. Czułam się podobnie, po seansie zostało we mnie dużo zrozumienia dla Cory. (MP)
Tegoroczna edycja American Film Festival należy do kobiet: autorek i bohaterek. Do dziewczyn trudnych i niedopasowanych. Sprawiających problemy. Takich, które niełatwo polubić. Jednocześnie to postaci żyjące na własnych zasadach, świadome ceny, jaką trzeba za to zapłacić.
Dziś kończy się część stacjonarna wydarzenia, natomiast jeszcze przez tydzień można się cieszyć wersją online. Szczególnie polecam retrospektywę fascynującego małżeństwa: Camille Billops i Jamesa V. Hatcha. Ich filmy pokazują rasizm w nowatorskiej perspektywie i operują środkami nieoczywistymi dla tematu (połączenie kabaretu z ksenofobią, czy bajka na dobranoc o kolonializmie). To produkcje ważne i poważne (choć okraszone sporą dawką humoru), które poszerzają horyzonty. (SN)
W kolażu wykorzystano kadry z filmów: Przesilenie zimowe, Fancy Dance, Czasami myślę o umieraniu, The Sweet East, Cora Bora, Wezmę pani torby, Priscilla, Król węgiel, Eileen.
Bonus: The Sweet East, Sean Price Williams
Wędrówka Lillian (wspaniała Talia Ryder), która ucieka z nudnej wycieczki szkolnej, to istna jazda bez trzymanki. Dziewczyna, będąca jednoczesnym wcieleniem Alicji w Krainie Czarów, Lolity i Annabel z wiersza Edgara Allana Poe, przeżywa przygody, o którym nie śniło się grzecznym uczennicom. Równie dobrze odnajduje się wśród punków-aktywistów, filmowców, prawicowych konserwatystów, co u wyznaniowej sekty. Obezwładniający uśmiech, swoboda w kłamaniu i odpowiednia dawka bezczelności pomagają jej rozmotować wiele amerykańskich i genderowych mitów. (SN)