Kobieta zrzuca presję. Recenzja Niedosytu

Niedosyt zaczyna się sekwencją przyrządzania jagnięciny na wystawną rodzinną kolację. Kamera fetyszyzuje surowe mięso, ściekającą z talerza krew i precyzyjne ruchy metalicznie zimnego noża. Dopiero potem, z dyskretnym urokiem burżuazji, pojawiają się bohaterowie.

Wszyscy jedzą ze smakiem, mlaskają w dystyngowany sposób i popijają potrawy czerwonym winem. Głowa rodziny wznosi toast za swojego syna, przyszłego prezesa wielkiej korporacji i świeżo upieczonego męża. Młody mężczyzna oddaje honor ojcu, dziękuje mu za sprezentowanie luksusowej willi, po czym mówi, że wszystko zawdzięcza swojej pięknej i cudownej żonie. I wtedy kamera znowu łapie zbliżenie, tym razem na twarz Haley Bennett, filmowej Hunter. To ona przy suto zastawionym stole jest ciałem obcym, niby już częścią rodziny, ale jednak intruzem, zobowiązanym do posłuszeństwa i wdzięczności. Jej mimika wpisuje się w postać słodkiej żonki, ale nie po to wymyślono body horror, żeby elegancka kolacja  przy tym stole miała przebiegać wedle jasno ustalonych reguł. 

Rozegranie w ten sposób sceny inicjalnej pozwala Carlo Mirabelli-Davisowi nakreślić wektory, wzdłuż których będą przebiegały filmowe konflikty. Po jednej stronie stoi mąż, bogata familia oraz cały przynależący do świata posiadaczy arsenał kontroli i przymusu. Naprzeciwko nich staną delikatna, ujarzmiona przez majątek małżonka kobieta (i zaakcentowany przez krwiste zbliżenia body horror jako podgatunek emancypacyjny). 

Sytuacja oblężenia, w której zastajemy Hunter, przypomina zmagania bohaterki granej przez Genę Rownalds w arcydziele Johna Cassavetesa Kobieta pod presją (1974). W jednej z najważniejszych scen tego filmu obserwujemy, jak popadająca w szaleństwo kura domowa karmi spaghetti bolognese męża i jego kilkunastu kolegów z pracy. Niewinne, męskie żarciki przy stole napędzają psychozę bohaterki, wokół której zaciska się patriarchalna pętla. Reżyser konsekwentnie pokazuje narastającą bezradność, rozpad psychiki i uwikłanie kobiety w sytuację bez wyjścia, a Rownalds rozsadza rolę nadekspresją, szukaniem w kilku kierunkach jednocześnie i aktorskim niepokojem. Tam, gdzie psychologiczne kino w stylu Cassavetesa jest w stanie tylko precyzyjnie rejestrować konsekwencje pułapek zastawianych przez męski świat, gatunek nadchodzi z odsieczą i wskazuje punkty wyjścia. Halley Bennet, w przeciwieństwie do Rownalds, może na osaczenie odpowiedzieć wycofaniem i w jego ramach wyczekiwać sprawczości kina gatunkowego.  

Niedosycie body horror inicjowany jest najpierw przez kolor. Wspomniane już zbliżenia na mięso, czerwone zasłony i kanapę, kilka ozdób w mieszkaniu i odzieżowych dodatków piętrzą niepokój wewnątrz kadru i tworzą miejsce na ściśle już psychologiczne, oparte na małżeńskim niezrozumieniu konflikty między bohaterami. Potem pojawia się niepokój ciała. Hunter błąka się po ogromnym domu, a świetna Bennett szuka swojej postaci za pomocą spazmów i pęknięć w wystudiowanej minie uroczej kury domowej. To film napisany wokół jednej postaci i dla jednej aktorki, z jasno określonym centrum, gdzie przemiany mają doprowadzić do rozpadu status quo. 

Katalizatorem gatunku i ekspresywnym orężem bohaterki w walce z przytłaczającym ją światem staje się kompulsywne połykanie niebezpiecznych przedmiotów. Zaczyna się od nerwowo pogryzionej kostki lodu podczas kolejnej rodzinnej kolacji, przebiegającej wokół jasno sprecyzowanych ról dominacji i podległości. Potem Hunter, wyzwalając przy tym ekstazę ciała, połyka szklaną kulkę i nic nie jest w stanie jej zatrzymać. Kobieta w ramach niemocy samostanowienia chłonie pinezki, papier, baterie, gwoździe, porcelanowe figurki, spinacze, agrafki, ziemię, śrubki, a jej organizm funkcjonuje między biegunami łaknienia i bólu. Wymioty, kał z krwią, gastroskopia stają się polem oddziaływania eksploatacji ciała, które psychotycznie szuka wyjścia z impasu. Reżyser przeplata psychodramy z reakcjami cielesnymi i piętrzy napięcie, które ma rozsadzić zacementowany świat zależności (tak klasowych, jak i genderowych).  

Kiedy okazuje się, że Hunter jest w ciąży, a jej kompulsywne połykanie przedmiotów może zakłócić ciągłość rodu, teść i mąż decydują o wysłaniu bohaterki na terapię. Mirabella-Davis ostentacyjnie usadawia mężczyzn wokół kozetki Hunter i tworzy tym samym sytuację sojuszu normalności, w której zatroskani faceci i terapeutka pochylają się nad coraz bardziej ubezwłasnowolnioną kobietą. Podobnie intensywna scena w gabinecie psychoterapeuty stała się siłą napędową do akcji rabunkowej, a potem wielkiej ucieczki w Good time (2017) braci Safdie, filmie starającym się w gatunkowej szarży oddać głos wykluczonym. 

Niedosycie nie dochodzi do tak spektakularnych konfrontacji. Body horror nie przechodzi w gore, zatrzymuje się na kompulsywnych reakcjach jednostki, a jakiekolwiek starcie między światem męża a żony jest nie do pomyślenia przez nierówny rozkład sił. To opowieść prezentująca szereg mikro-potyczek o kontrolę nad własnym ciałem, pozbywanie się presji i życie własnym życiem. To, co zaczyna się od psychologii, szybko przeradza się w body horror, który nie doprowadza do rozlewu krwi, a do konsekwentnie trzymanych w skali mikro decyzji Hunter o spojrzeniu oprawcom w oczy i zamknięciu za sobą drzwi w odpowiednim momencie. Zerwanie z wywierającym presję domem męża nie oznacza natychmiastowego wyzwolenia bohaterki. Zastajemy Hunter ubraną już nie w burżua stroje ze społecznego porządku starej rodziny, a w dres i bluzę, w których przedziera się przez tłum w centrum handlowym. Musi wymyślić tożsamość inną niż dotychczasowa i jeśli Niedosyt pozostawia jakąś nadzieję, to właśnie w zaczynaniu wszystkiego od nowa, w miejskim zgiełku i z przyprawiającą o zawrót głowy perspektywą wolności. 

Mirabelli-Davisowi udało się nakręcić film oparty na subtelnych przesunięciach, gdzie tak charakterystyczne dla body horroru rozładowania odbywają się w pomniejszeniu, z dala od jakiejkolwiek spektakularności. To kino ważące środki i świadomie korzystające z gatunku jako narzędzia emancypującego, skoncentrowane na praktyce upodmiotowiania bohaterki, która jako kolejna w historii kina znalazła się pod nieznośną presją. 


Niedosyt (2020), reż. Carlo Mirabella-Davis

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Może cię zainteresować

Begin typing your search term above and press enter to search. Press ESC to cancel.

Do góry