Ranking: Wielkie żarcie. Niezapomniane filmowe uczty

Dania smakowite, ciepluchne, które robią dobrze żołądkowi i psychice, sąsiadują z ciężkostrawnymi zapychaczami, kojarzącymi się ze wzdętym brzuchem. A bywa jeszcze dziwniej! Na rogu stołu, trochę w cieniu, przysiada kobieta-dziecko, która zajada się robalami; niektórzy myślą o zakarmieniu człowieka na śmierć, jeszcze inni o przekarmieniu siebie samych. Mimo gastrodziwactw niektórych gości, nie zapominajmy, że, podobnie jak nam, wielu ekranowym bohaterom nic nie sprawia takiej przyjemności, jak spożywane wspólnie jedzenie, które zacieśnia międzyludzkie relacje. Poluzujcie więc kołnierze, rozepnijcie nadprogramowe guziki i siadajcie do stołu! (MP


8. Nakarm mnie – Pokarm (2005), reż. Brett Leonard

Historia śledczego, polującego na psychopatę, który zamierza zakarmić kobietę na śmierć (transmitując cały proces poprzez stronę internetową), nurkuje w wydzielinach i zwałach chorobliwie otyłego ciała. Całość, podbita schizową muzyką i rwanym montażem, drażni zmysły i punktuje grozę. Szczególnie wtedy, gdy na ekran wkraczają maratony „karmienia”, niezdrowo spływające tłuszczem. Ponura toksyczność cielesnego pożądania, zestawiona z wątkiem psychicznego uzależnienia, a także fetyszyzacją pożywienia, czynią z Pokarmu mroczny wyimek ze świata perwersyjnych parafilii. Reżyserskie potknięcia i fabularne skróty ostatecznie nie utrudniają nurkowania w gęstym klimacie dewiacyjnej rzeczywistości. Pozory amatorskiej realizacji jedynie przydają smaku. (MP)


7. Zabawa w pająka – Spider Baby, or The Maddest Story Ever Told (1968), reż. Jack Hill

Frankenstein, Dracula, and even a Mummy are sure to end up in somebody’s tummy! Taką poczciwą nutą zaczyna się Spider Baby – zdegenerowany, krwiożerczy siostrzeniec Rodziny Addamsów. Reżyser, eksploatacyjny zdolniacha Jack Hill, w trzydziestej piątej wiośnie życia zaserwował widzom chrupiące southern gothic, które łączy perwersję z (na swój sposób) uroczym familijnym obrazkiem. Na uboczu społeczeństwa rodzina Merrye bulgocze sobie spokojnie we własnym sosie z kazirodczych chorób genetycznych. Rodzeństwu matkuje dobroduszny szofer, jednocześnie pilnując, by makabryczne zabawy dziatwy nie wymknęły się spod kontroli. Wraz z niespodziewaną wizytą spadkobierców posiadłości równowaga zostaje zachwiana. Zbliża się noc, nieproszeni goście zasiadają do stołu. W menu królują trujące grzyby, podejrzanie wyglądające pieczyste i sałatka z suchej trawy. Virginia, pajęcza kobieta-dziecko, karmi swoje tarantule, a sama zajada się smoliście czarną potrawką z owadów. Grzecznościowa konwersacja nagle zamiera, a przybysze uświadamiają sobie, że wpadli jak śliwka w kompot. (KG)


6. Onigiri i cynamonowe bułeczki – Jadłodajnia pod mewą (2006), reż. Naoko Ogigami

Sachie otwiera japońskie bistro w Helsinkach. Interes, mówiąc łagodnie, nie idzie. Przy oknie lokalu codziennie przystają jedynie miejscowe plotkary, by obgadywać właścicielkę. Sytuacja odmienia się, gdy próg jadłodajni przekracza zafascynowany Japonią Fin. Potem trafia tu równie ekscentryczna Midori i miejsce zaczyna pachnieć cynamonem oraz świeżo zmieloną kawą. Dobre relacje między ludźmi przekładają się na dobrą kuchnię. Sachie poprzez jedzenie chce dawać gościom miłość i trochę ciepła. Przyrządzane przez nią dania są kojarzą się z rodziną i domowymi pieleszami, jak tradycyjne onigiri, lepione przez mokre dłonie bohaterek. Film Ogigami to comfort food dla zbolałej duszy – otulający, pełen empatii i humoru. Reżyserka z wyczuciem pokazuje, że jedzenie jest nie tylko strawą dla naszego ciała, ale też nośnikiem wspomnień, emocji i jedną z najlepszych rzeczy, którą możemy dzielić się z innymi. (SN)


5. Żarcie i kochanie  – Chungking Express (1994), reż. Wong Kar-Wai

Trzydziestego kwietnia pewien policjant zjada trzydzieści puszek ananasów. Kupował je codziennie, przez miesiąc, jako wyraz tęsknoty za dziewczyną, która je uwielbiała. Ona jednak nie wróciła, a ananasy zaczęły grozić utratą ważności. Tamtego dnia bohater wpycha je w siebie, co do jednego, a pozbywając się puszek, pozbywa się również nieaktualnej miłości. Albo taka historia. Inny policjant regularnie przychodzi do budki z żarciem po firmową sałatkę dla swojej dziewczyny. Z dnia na dzień przestaje (zmieniają mu rewir, a dziewczyna go rzuca), ale coś po sobie zostawia – klucze do mieszkania, które przechwytuje ktoś inny. Postrzelona pracownica budki, zakochana w nim po uszy, włamuje się do jego lokum, naznacza je swoją obecnością, a etykiety na puszkach wymienia na nowe, jakby wywołując zmianę. Gdy jedno uczucie przeterminowuje się jak konserwa, inne rozkwita przy barze szybkiej obsługi. Za ladą od pary puchają gary, coś się smaży, coś wędzi, serca biją mocno, radio gra. (DJS)    


4. Przejedzeni – Wielkie żarcie (1973), reż. Marco Ferrari

Elegancka willa, do której przybywają główni bohaterowie, aby popełnić wykwintne samobójstwo z przejedzenia, pęcznieje od smaków, zapachów i doznań. O jedzeniu mówi się tu z emfazą, a same posiłki konsumuje z erotycznym namaszczeniem. Seksualne przeżycia szybko zresztą łączą się z rozkoszami podniebienia w dekadenckich orgietkach. Gdy do willi przybywają prostytutki, zagłębianie ust w soczystych ciałach miesza się z namiętnością kąsania pękatych dań, tłustych mięsnych rolad, przegryzionych stylizowanymi tortami. Niegdyś szokujący, dziś film włoskiego reżysera funkcjonuje głównie jako smaczna przystawka – choć im bliżej końca, tym łatwiej o rozstrój żołądka. Kadry, strzelające w szwach z przejedzenia, pachnące przyprawami i seksem, raczej łechtają estetykę, niż karmią się skandalem, aczkolwiek w finale pojawia się nawet szczypta makabry. Ostatecznie po rozpasanym żarciu zostają już tylko okruchy. (MP)


3. Palce lizać – Słodki film (1974), reż. Dušan Makavejev

Obłąkańcza uczta akcjonistów – oblana rzygami i resztkami jedzenia, wysmarowana gównem – jak na złość nie chce się skończyć. Trzeba przyznać, że propozycje z zawadiackiego menu Makavejeva mogą być ciężkie do strawienia. Finał też ma dziwny posmak: oto Miss Kanady kąpie się nago w czekoladzie, a kapitalizm cmokta ją jak pralinę. Reżyser porusza się między drastycznie różnymi tonacjami; wyraźnie widać to w scenie, gdy jeden z bohaterów („seksualny proletariusz”) po kąpieli daje susa w łoże z cukru. Jego wyszczerzona w uśmiechu twarz, oblepiona słodkimi, zacierającymi rysy kryształkami, wygląda komicznie i przerażająco zarazem – w końcu wypełnia ekran w chwilę po obrazach ekshumacji w Katyniu. Jest więc Słodki film produkcją trudną w oglądaniu, ale niezmiennie fascynującą i uporczywie zabawną (twórca kręci grubą bekę zarówno z komunizmu, jak i z kapitalizmu). Warto wreszcie westchnąć nad uciętą, zmarnowaną karierą Anny Prucnal, która tutaj wciela się w odważną rolę Anny Planety. (KG)


2. Soczyste spaghetti – Życie Adeli rozdział 1 i 2 (2014), reż. Abdellatif Kechiche

Węglowodany i potas – połączenie wartości odżywczych, które, mówiąc kolokwialnie, po prostu robi nam dobrze. Makaron z  sosem pomidorowym jest ulubionym posiłkiem Adeli. Zajada je przy wspólnym stole z rodzicami, później z nową dziewczyną, niebieskowłosą Emmą. Spaghetti sprawdza się też jako popisowe danie Adeli podczas imprezy, na której, wśród hipsterskich znajomych jej partnerki, pojawia się ciekawy mężczyzna. Zaskakująco dobrze rozmawia się z nim nad talerzem parujących klusek. Prosty i sycący posiłek jest przeciwieństwem ostryg uwielbianych przez Emmę. Dziewczyny różnią się tak, jak ich gust kulinarny – jednej Adeli niewiele potrzeba do szczęścia, natomiast wyrafinowane wymagania drugiej Emmy zdają się niemożliwe do spełnienia. Jedzenie odgrywa w filmie Kechiche’a istotną rolę. Nie tylko symbolizuje podziały klasowe, ale, podobnie jak seks, podkreśla zmysłowość bohaterki. Adela pochłania pokarm, tak, jak życie – z radością i erotyczną przyjemnością. (SN)


1. Apetyt na życie i hamburgery – Showgirls (1995) reż. Paul Verhoeven

Dziamdzianie małych kęsków, delikatnie, zachowawczo, jakby się w ogóle nie jadło – to nie jest odpowiednia metoda konsumowania fast foodów. W charakter prostego hamburgera wpisana jest żarłoczność. Nie tylko dlatego, że to posiłek niejako ordynarny, szybki i tani, ale również przez wzgląd na jego gabaryty. Wielką bułę należy jeść bez skrupułów – złapać pewnie, szeroko rozewrzeć usta, chapsnąć inwazyjnie, mielić z rozkoszą. Spójrz na Nomi Malone. Ona wie, jak to robić. W sposobie pochłaniania żarcia odbija się jej sposób na życie – odważny, bezczelny, żarłoczny. Przeżuwając swój królewski, bezwstydny posiłek, Nomi obserwuje miasto i snuje plany podboju. (DJS)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Może cię zainteresować

Begin typing your search term above and press enter to search. Press ESC to cancel.

Do góry