Fajnopolacy przez ostatnią dekadę doczekali się wielu prób nazwania ich przywar, cech i wyróżników. Od quiz-felietonu Galopującego Majora pt. Jak sprawdzić czy jesteś fajnopolakiem? („4. Czujesz dumę z powodu swojego miasta Warszawa”, „30. Tolerujesz gejów, ale haha Misiewicz, Macierewicz, Kaczyński to pisowskie pedały!”) aż po szerokie analizy, jak ta z książki My, Fajnopolacy Piotra Stankiewicza.
Obserwatorium Językowe Uniwersytetu Warszawskiego pokusiło się nawet o definicję – „Polak budujący poczucie własnej wartości w kontrze do polskości postrzeganej stereotypowo jako cechy prowincjonalnej, zaściankowej”. Choć określenie to bywa uznawane za lekceważące lub nawet pejoratywne, to z biegiem czasu tożsamość fajnopolacka znacznie się rozwinęła. Nie chodzi już bynajmniej o – za Stankiewiczem – „życie jak na Zachodzie”. Wraz z rozwojem badań nad zjawiskiem, zwiększyła się ekranowa reprezentacja „fajnych zawsze przeciwko komuś”.
Fajnopolscy
Ze wszystkich prób uchwycenia w kinie i telewizji elementów fajnopolskości, zdecydowanie najpełniejszy obraz wyłania się z serialu Patricka Yoki Rodzinka.pl, emitowanego przez TVP w latach 2011–2020. Zaadaptowana z kanadyjskiej serii W rodzince najlepiej (2008–2016) produkcja koncentruje się na Boskich, pięcioosobowej rodzinie mieszkającej pod Warszawą w przestronnym domu kupionym na kredyt. Natalia (grana przez Małgorzatę Kożuchowską), po przerwie zawodowej przeznaczonej na wychowanie dzieci, wraca do branży pism kobiecych. Jej mąż Ludwik (Tomasz Karolak) jest architektem, przeważnie pracującym w pokoju zaaranżowanym na biuro. Ich życiu energii nadaje (i jednocześnie ją z nich wysysa) troje synów w różnym wieku: najmłodszy Kacper (Mateusz Pawłowski) – słodziak, ale charakterny, pierworodny Tomek (Maciej Musiał) – dosyć ułożony, choć miewa odpały i pomiędzy nimi – Kuba (Adam Zdrójkowski), zadziorny, problemowy, ale z dobrym sercem.
Pociechy, wchodzące kolejno w wiek dojrzewania, są w rodzinie Boskich katalizatorem rozmów i napięć związanych z tematyką seksualną. Raz mały Kacperek wróci z podstawówki i zapyta skąd tak naprawdę biorą się dzieci, innym razem Kuba zostanie przyłapany w niedwuznacznej sytuacji z koleżanką, a tożsamość Tomka zacznie budzić wątpliwości rodziców. Natalia i Ludwik nie potrafią rozmawiać o seksie między sobą – zamiast jasno zasugerować ochotę na zbliżenie, wymieniają niezdarne gesty lub spojrzenia.
Szczególnie znamienna dla podejścia ekranowych fajnopolaków do spraw łóżkowych jest scena przy wspólnym posiłku, kiedy to Kacper, przeczytawszy słowo „gwałt” w gazecie, pyta rodziców o jego definicję. Natalia, nieco zażenowana niezręczną odpowiedzią Ludwika, postanawia wytłumaczyć najmłodszemu po swojemu: „Wiesz, syneczku, to jest tak, że jak się ludzie kochają, to się kochają, to znaczy, yyy, uprawiają seks”, na co Kacper szybko reaguje przeciągniętym „ble”. Boska jednak kontynuuje wyjaśnienia, a Ludwik, starając się zmienić temat, komplementuje jej purée ziemniaczane. Syneczek jednak nie daje za wygraną:
– Czyli to boli?
– Bardzo.
– Czyli jak ty krzyczysz w nocy, to jest gwałt?
Wtem w dyskusję wtrąca się Kuba: „Nie, ciole, oni się kochają!”. „I to tak bardzo boli?” – pyta Kacper. „Jeśli ludzie się kochają, jeśli się naprawdę kochają, to seks może być jedną z najprzyjemniejszych rzeczy na świecie” – tłumaczy Natalia, po czym dodaje: „Czasem się po prostu krzyczy, no krzyczy się w ramionach ukochanej osoby… z rozkoszy”. „Z rozkoszy czy podczas penetracji?” – pyta głupawo Tomek, malując na twarzach rodziców zakłopotanie, a u młodszych braci rozbudzając ciekawość nowo usłyszanym terminem. Matka rezygnuje z ciągnięcia tematu i rozładowuje sytuację, ogłaszając, że przyszła pora na deser. Brak umiejętności dyskusji o ważnych sprawach i reagowanie – czasem pasywną agresją, a czasem obojętnością, zbywaniem rozmówcy – stanowi jedną z głównych cech fajnopolackości. Jak pisał Stankiewicz: „Słowem – podpierdolka, czyli rozmowa i załatwianie wszelkich spraw w taki sposób, żebym na pewno to ja poczuł się lepiej, a druga osoba – gorzej”.
Moje fajne życie
Ciekawy obraz fajnopolaków wyłania się również z produkcji kinowych, zarówno komediowych, jak i obyczajowych. „Życióweczki”, tj. lekkie, choć niepozbawione dramaturgii filmy dotyczące codziennych problemów klasy średniej (lub wyższej) pojawiają się w repertuarach multipleksów kilka razy w roku. Ich bohaterowie często posiadają wspólny zestaw cech i przekonań, stabilny status majątkowy, potomstwo oraz problemy w związku. Stoją w kontrze do stereotypowego rozumienia polskości, buntują się przeciwko zaściankowości, szukają własnych form wyrażania swojej tożsamości. Najpełniej do tego opisu pasować zdaje się Jo, grana przez Agatę Buzek główna bohaterka Mojego wspaniałego życia (2021) Łukasza Grzegorzka. Choć akcja filmu ma miejsce w Nysie, a nie Warszawie, to pro-zachodni sentyment fajnopolaków znajduje ujście w zawodzie protagonistki – nauczycielki języka angielskiego. Jo jest wyzwolona, skraca dystans z uczniami, popala marihuanę, wreszcie szuka urozmaicenia swej seksualności, eksperymentując z mężczyzną innym, niż jej mąż Witek. Co najważniejsze – nie umie rozmawiać.
Moje wspaniałe życie (2021, Ł. Grzegorzek)
Jak zauważył Stankiewicz: „Fajność eksterioryzuje koszty – przenosi je na otoczenie”. Wybory życiowe Joanny odbijają się na jej rodzinie i środowisku szkolnym, ale i ona cierpi z powodu stężenia fajnopolactwa wokół. Witek (w tej roli Jacek Braciak) to nieco zblazowany ważniak w okularkach; poza małżeństwem powiązani są także zawodowo (jest dyrektorem placówki, w której uczy). Ich seks to nuda, blamaż, można by rzec, krótki numerek zakończony rozczarowaniem i patrzeniem w ścianę po fakcie. Maciek (Adam Woronowicz) jest wuefistą z łysiną i brzuszkiem, miłośnikiem gołębi, człowiekiem raczej życiem rozczarowanym, ale niepozbawionym poczucia humoru. Z Joanną, poza pracą, łączy go romans – jarają razem blanty, tańczą nago we wstędze Miss Nysa i spełniają się seksualnie. Podwójne życie Jo, w połączeniu z brakiem umiejętności rozwiązywania problemów rozmową, piętrzącymi się kłamstwami, tajemnicami i sekretami, opieką nad matką z Alzheimerem, młodszym synem, starszym synem oraz jego partnerką i ich dzieckiem, kartkówkami do sprawdzenia, widmem końca semestru skutkują przeładowaniem bohaterki, a ostatecznie jej przemianą.
Powraca jak bumerang Stankiewicz ze swoim twierdzeniem, że bycie fajnopolakiem wcale nie jest takie fajne. Seks z Maćkiem jest dla Joanny wyzwalający, daje jej do zrozumienia, że można funkcjonować inaczej. Wpływ ma na to także jeden z głównych elementów narracyjnych filmu – zagadkowe koperty z pogróżkami i szantażem, które protagonistka stale otrzymuje. Ostatnia z nich zmusza ją do wyświetlenia rodzinie filmiku, na którym zabawia się z kolegą z pracy. Wyjście prawdy na jaw wywołuje awanturę przy stole, Jo wreszcie „pęka” i wygarnia domownikom to, czego nie mówili sobie pewnie nigdy. Tak, by inni poczuli się gorzej, a ona – lepiej.
O tym, że fajnopolakiem można być bez względu na wiek, przekonują Piosenki o miłości (2021) – fabularny debiut Tomasza Habowskiego. Robert, uosobienie bananowego chłopca z artystycznej rodziny (oczywiście Warszawiak), zakochuje się w Alicji, szarej myszce z anielskim głosem, która do stolicy ze słoikami przygnała z Piotrkowa Trybunalskiego. W kontrze do obciachowo zwykłej polskości stoją także tabuny bohaterek i bohaterów paździerzowych komedii romantycznych, produkowanych w naszym kraju taśmowo. Bez względu na to, czy mowa o pełnometrażowej reklamie parówek (Porady na zdrady, 2017, R. Zatorski), drogich samochodów (Miłość do kwadratu, 2021, F. Zylber) czy kwasu chlebowego (Dzień dobry, kocham Cię!, 2014, R. Zatorski) nietrudno dostrzec wzajemne podobieństwa wśród pierwszoplanowych postaci. Zamiast rozmawiać – rzucają półsłówkami; ich seks jest płytki i nijaki, a myślenie o nim banalne.
(Nie)znajomi
Obok Mojego wspaniałego życia i dwóch wcześniejszych filmów Łukasza Grzegorzka składających się na nieoficjalną trylogię (Kamper [2016], Córka trenera [2018]) jest jeszcze kilka przykładów kina fajnopolackiego, posiadającego choć krztę artystycznych ambicji. Warto wspomnieć o Czarnej owcy (2021) w reżyserii Aleksandra Pietrzaka i na podstawie scenariusza Bartosza Kozery. Twórcy przedstawiają w niej historię rodziny Gruzów – Magdy i Arka, małżeństwa z 25-letnim stażem, ich syna Tomka, próbującego ratować karierę youtubera oraz cierpiącego na demencję dziadka Walentego.
Czarna owca (2021, A. Pietrzak)
Punkt zwrotny w ich życiach, jak i fabule filmu, wyznacza coming out Magdy podczas rocznicowego serniczka, który przerywa sielskie oglądanie zapisków z przeszłości, zapisanych na kamerze VHS z podłożonym „Zabiorę Cię dziś na bal” Zbigniewa Wodeckiego. Gdy Arek wręcza małżonce drugi pierścionek zaręczynowy, ta łamiącym głosem oświadcza: „Ja… nie mogę tego przyjąć. Ja… chyba… jestem lesbijką”. Śmiech Magdy, choć spowodowany ulgą, a nie udanym żartem, udziela się Arkowi („A ja pingwinem”) i Tomkowi („A ja jestem z Bronksu”). Dopiero stanowcza reakcja „Nie, to nie jest żart” daje im do zrozumienia, że chyba czas spoważnieć. Na pytanie „To co to znaczy” odpowiada prosto – „To znaczy, że czuję pociąg do kobiet”. Arek, po fajnopolacku, odbiera deklarację jako atak: „To znaczy, że nigdy mnie nie kochałaś?”. Sytuacja szybko eskaluje, w rozmowie pojawia się krzyk, który rozładowuje prosta, acz stanowcza puenta: „Tak. Chcę rozwodu”. Arek przeprasza, odwraca wzrok i odchodzi od stołu.
„Nie ma rodziny idealnej. Problemami mojej, filmowej, jest brak komunikacji i nieumiejętność rozmawiania ze sobą oraz chowanie potrzeb gdzieś głęboko do środka. Myślę, że to główne powody tego, że rodzina jest na poważnym życiowym zakręcie” – tłumaczył odtwórca głównej roli Arkadiusz Jakubik. W Czarnej owcy bohaterowie nie potrafią rozmawiać nie o seksie, a o jego braku. Dobrze oddaje to scena wyprowadzki Magdy, gdy karton z książkami pęka i te wysypują się na chodnik. Arek jako ostatnią podaje jej „Kamasutrę”, a jego wciąż-jeszcze-żona odrzeka: „Ja tego już nie potrzebuję”.
Kolorowe hallmarki
Kino fajnopolackie, choć trudne do zdefiniowania (tak jak sam termin wyjściowy, opisany przez Stankiewicza), ma wiele odcieni. Bez względu na to, czy fajnopolskość pełni wyłącznie figurę retoryczną, służącą urządzaniu podśmiechujek z oświeconej klasy średniej, czy opisuje realnie istniejącą grupę społeczną, filmów i seriali poruszających jej perypetie nie brakuje. W podejściu do seksualności – co chyba nie dziwne – cechuje ich znacznie większa otwartość, niż stereotypowy ciemnogród, przeciwko któremu się buntują. W życiu łóżkowym dążą do emancypacji i pełnego wyrażania własnych pragnień, lecz na drodze staje im zazwyczaj brak umiejętności szczerej dyskusji. Stąd też rozmowy o gwałcie w Rodzince.pl, przyznanie się do zdrady przez Jo w Moim wspaniałym życiu czy coming out Magdy z Czarnej owcy kończy się podnoszeniem głosu, nierzadko kłótnią, szantażem emocjonalnym i bierną agresją (ze wszystkich stron).
Moje wspaniałe życie (2021, Ł. Grzegorzek)
Stankiewicz, pisząc My, fajnopolacy w 2019 roku, poświęcił cały rozdział „pornografii negatywności”, obsesyjnemu naśladownictwu stylu Wojciecha Smarzowskiego w portretowaniu polskiej biedy na ekranie. Filmy dotyczące fajnopolaków również łączą wybory estetyczne twórców – od TVN-owskiej pastelozy, przez mieszczański kicz, po hallmarkowość przyniesioną z zachodu. I tak, jak dla produkcji poruszających temat patologii wyraźnym punktem odniesienia było Wesele, tak kamień milowy dla komedii obyczajowych spod znaku „życióweczek” stanowi Rodzinka.pl.