Napluję ci do kawy. Recenzja filmu Obiecująca. Młoda. Kobieta

W 2016 roku Brock Turner został oskarżony o zgwałcenie nieprzytomnej studentki na terenie kampusu Uniwersytetu Stanforda. Sprawa, niby oczywista, w momencie wydawania wyroku przybrała nieoczekiwany obrót. W przestrzeni publicznej zawisło oskarżycielskie pytanie: co jest ważniejsze, przyszłość obiecującego młodego sportowca, czy wsparcie dla młodej kobiety doświadczającej traumy?

Temu systemowemu problemowi braku zrozumienia, z jakim borykają się ofiary przestępstw seksualnych, wychodzi naprzeciw Emerald Fennell w swoim debiucie reżyserskim. Mimo niezaprzeczalnego ciężaru fabularnego, Obiecująca. Młoda. Kobieta jest filmem napędzanym zaskakująco łobuzerską energią, skumulowaną przede wszystkim w głównej bohaterce.

Cassie (Carey Mulligan) to imprezowa dziewczyna. Lubi zalać się w trupa i sponiewierać w pubie, gdzie często ma trudności z utrzymaniem pionu. W kolejce już ustawiają się mili kolesie, gotowi zaopiekować się rozrywkową i nieodpowiedzialną damą. Troskliwie biorą pod rękę, po czym wsadzają do taksówki, której uspokajające bujanie ma zabrać ją do domu. Tyle, że nie do własnego i to wszystko nie jest do końca tak, jak wydaje się na pierwszy rzut oka.

Obiecująca. Młoda. Kobieta

Reżyserka sprawnie przekłada kości w szkielecie fabularnym kina rape and revenge. Zaczyna jakby w połowie standardowej historii o zemście. Ciężar nieokreślonej jeszcze traumy ewidentnie wisi już nad główną bohaterką, w którą brawurowo wcieliła się Mulligan. Kobieta, tuż po niespodziewanym opuszczeniu szkoły medycznej, trafia za ladę cukierkowej kawiarni, wyjętej wprost z magazynu wnętrzarskiego. Trudno nazwać ją pracownicą miesiąca, gdy pluje do kawy kolejnemu miłemu gościowi, z którym ostatecznie nawiązuje nić porozumienia. Nieco zgorzkniała i cyniczna, zdaje się jednak funkcjonować wyłącznie dzięki wyraźnie określonemu celowi, który napędza charakter jej dni. A że zemstę najlepiej serwować na zimno, historię budują pomału układane klocki.

Reżyserka długo utrzymuje nas w niepewności co do rzeczywistej tożsamości ofiary. Czy Cassie występuje w swoim imieniu, czy może niesie traumę czyichś doświadczeń? Przesunięty zostaje również środek ciężkości: z dosadności kary, którą muszą ponieść napastnicy, na głębokość straty i wiążące się z nią poczucie wyobcowania bohaterki. W przeciwieństwie do wielu filmów nurtu, które przeżycia kobiety spłaszczały do obrazowego okrucieństwa (zarówno na poziomie gwałtu jak i zemsty), twórczyni stawia na grę pozorów i niedosłowności.

Przy okazji Fennell pozbawia samą zemstę jej katarystycznego pierwiastka. W końcu staje się jasne, iż główna bohaterka cierpi z powodu straty najbliższej przyjaciółki, która popełniła samobójstwo tuż po doświadczeniu zbiorowego gwałtu. Cassie, nie mogąc w pełni powrócić do życia, czuje się niewystarczająca wobec jej cierpienia. Nie ma mowy o akcie „zbierania sił”, który w kinie rape and revenge zwyczajowo rozdziela tytułowe doświadczenia. Prowokacje wobec dawnej znajomej z roku czy dziekanki uczelni nie przynoszą młodej kobiecie ukojenia. Co ciekawe, to właśnie prawnik, który odegrał kluczową rolę w tragedii dziewcząt, reprezentant nieprzyjaznego ofiarom gwałtów, sądowego środowiska, ukorzył się przed Cassie skruchą.

Obiecująca. Młoda. Kobieta

Można w tym momencie zarzucić twórczyni, że przemieszcza się po cienkiej granicy kliszowości, stawiając bohaterkę przeciwko konsekwentnie nieprzyjaznemu światu. Zabiegiem, który ostatecznie pomaga jej umknąć oskarżeniom o sztampę, jest przekierowanie ostrza krytyki z konkretnych napastników na cały upośledzony system, a poza tym nietuzinkowość głównej bohaterki, stale balansującej na granicy wkurwu i bezdennej rozpaczy. Oraz kolory, bardzo dużo kolorów. Cassie grzecznie związuje włosy, wciska się w puchowe sweterki i pudrowo różowe body w kwiatki. Świat wokół zdaje się dokładnym przeciwieństwem jej emocjonalnych zmagań –  tło osładza wpadający w ucho pop, a w knajpkach żywcem wyjętych z lat pięćdziesiątych popija się szejki z obowiązkową wisienką na wierzchu. Co ciekawe, w tej  pstrokatej rzeczywistości najmroczniejszym wnętrzem jest dom bohaterki, urządzony z wysmakowaniem, ale przy tym notorycznie spowity półmrokiem; światło nie jest w stanie przebić się przez ciężkie firany. W tym momencie wypada uścisnąć dłonie castingowcom, którzy w roli stanowczej matki Cassie, próbującej za wszelką cenę zrobić z córki porządną dziewczynę, obsadzono Jennifer Coolidge, czyli (m.in.) kultową matkę Stiflera z American Pie. Neurotyczna kobieta nie do końca potrafi poradzić sobie z problemami córki. Jedyne rozwiązanie, jakie dla nich znajduje, to mało subtelny prezent urodzinowy: soczyście różowa walizka zapakowana w ozdobny papier i wielką kokardę.

Fennell z wdziękiem przemieszcza się po różnych gatunkowych tonacjach, od radosnego romkomu, przez egzystencjalny dramat, aż po charakterny thriller. Nie ważne jednak w jakie rejony podąża, zawsze najważniejsza pozostaje dla niej bohaterka. Dlatego też przemocowy kontekst historii został wyciszony do minimum. Zemsta nie ma charakteru festiwalu agresji, a o cierpieniu kobiet(y) nie opowiedziano w tonacji taniej zagrywki i emocjonalnego szantażu. Zaskakujący finał filmu z pewnością będzie miał tyleż zwolenników, co i przeciwników. Reżyserka bowiem śmiało poczyna sobie z oczekiwaniami widzów i widzek, do końca pozostawiając ich w niepewności co do charakteru ostatniego aktu. Łatwo byłoby przelać krew w slasherowej zemście, popadając przy tym w ostentacyjne tony. Ostatecznie historia wychodzi jednak poza ulotną satysfakcję, jaką może dawać fizyczna przemoc. Idealnym podsumowaniem drogi jaką przebyła Cassie jest rozlegający się w finale, wygrany na skrzypcach motyw z Toxic Britney Spears. Parafrazując utwór księżniczki popu, nie mamy wątpliwości, że cokolwiek by się nie stało, ostatecznie to Cassie z satysfakcją upije łyk z tego diabolicznego kielicha zemsty.

Obiecująca. Młoda. Kobieta (2020), reż. Emerald Fennell

O autorce:

Absolwentka dziennikarstwa i filmoznawstwa. Entuzjastka kampu, horrorów i kociego futra. Po godzinach marzy o wynalezieniu wehikułu czasu, który przeniósłby ją do obskurnych kin na nowojorskim Times Square z lat 70. Jej życiową misją jest zaszczepienie w widzach miłości do dziwności.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Może cię zainteresować

Begin typing your search term above and press enter to search. Press ESC to cancel.

Do góry