Tytułowa bohaterka filmu Kelly Reichardt jest zwierzęciem skupiającym spojrzenia. To dumna krowa o rudawej sierści, podobno pierwsza na terytorium Oregonu. Najpierw widzimy ją na barce, gdy dopływa do brzegu, a potem schodzi nań w sposób niemal majestatyczny; oświetlona popołudniowym słońcem przypomina mityczne stworzenie.
Jej właścicielem jest zamożny naczelnik – z pozoru łagodny mężczyzna, dla którego celebrowanie zabielonej mlekiem herbaty stanowi namiastkę londyńskiego stylu życia. Tutaj, na rubieżach cywilizacji, o ojczyźnie przypominają mu również wypieki sprzedawane przez parę przyjaciół – wędrownego kucharza i przybysza z Chin. Zaślepiony przywilejem, nie chwyta, że jest okradany – łakocie, którymi się zachwyca, swój smak zawdzięczają mleku od jego własnej krowy.
Wokół opisanej sytuacji rozrasta się urokliwa opowieść o męskiej przyjaźni i czułości, ale też o władzy, bezsensownej brutalności i twardych regułach kapitalizmu. Reichardt do pewnego stopnia podąża ścieżką Roberta Altmana (warto wspomnieć, że w jednej z drugoplanowych ról wystąpił altmanowski aktor, zmarły w 2019 roku Rene Auberjonois). Nie tylko jak on w McCabe i pani Miller czyni bohaterami prekursorów biznesu, ale także tłumi reguły gatunku – z jednej strony zaprawia western ironią, z drugiej buduje melancholijną atmosferę. Nie dekonstruuje konwencji, ale ją przyziemnie uzupełnia, odsłaniając określone mechanizmy społeczne. I jest w tym kąśliwie dowcipna – obiektem przewrotnej mitologizacji są tu nie zdobywcy Zachodu, ale jego dobroduszne ofiary wespół z potulną krową.
Reichardt opowiada o przemocy, ale upycha ją na drugim planie lub poza kadrem – w rozmowach o fizycznych karach, w tle knajpianej pogawędki, w unaocznieniu jej przykrych skutków. Jej film jest po trosze słoneczny, ale też jakoś duszny – obrazy są ciasne, obleczone ze wszystkich stron wszędobylską przyrodą. Nic dziwnego, skoro akcja rozgrywa się w osadzie zamieszkiwanej przez traperów, awanturniczych łowców bobrzych futer – codzienność ma tu obozowy, improwizowany charakter. Po ubłoconym podwórzu biegają psy, ktoś gra na skrzypcach, ktoś inny wiesza pranie. Zanurzamy się w chwili z dalekiej przeszłości.
Pierwsza krowa (2019), reż. Kelly Reichardt
O autorce:
Final Girl na emeryturze
Komparatystka z wykształcenia, entuzjastka z natury. Wierna ejtisom, Muminkom i Debbie Harry. Pracuje w reklamie, choć chętnie by się z tego wykręciła. Po godzinach prowadzi bloga Z moich ust.