Lubimy stare filmy, ale ciągle z uwagą śledzimy poczynania nowych horrorów. Na Halloween 2023 roku proponujemy wyjść poza oddział geriatryczny i skierować się na porodówkę dla straszydeł: raczkujących, pachnących świeżością, zalepionych jeszcze mazią płodową. Najnowsze, zrodzone w tym roku potwory mają różne oblicza. W niektórych paszczach można rozpoznać znajome bestie – to pomioty kosmitów i gotyckich upiorów. Inne są dziwaczną mutacją genetyczną, krzyżówką nienaturalnie spłodzoną w laboratorium. Rzućcie okiem na ten horrorowy szpital położniczy. Oto pięć naszych faworytów z ostatniego roku. (KK)
I Wanna Be Your Dog – Dobry piesek! (2022), reż. Viljar Bøe
Nie wszyscy lubią horrory, gdzie groza opiera się na szargającym nerwy strachu i jumpscare’ach. Tym, którzy wolą bać się „na spokojnie”, przejmując poczucie dyskomfortu bohaterów, polecam w Halloween seans Dobrego pieska!. Film, który od piątku zadomowił się w polskich kinach, zaczyna się jak rasowy romans – młodzi i piękni ludzie zaczynają się spotykać. Czują się ze sobą cudownie: wypijają morze alkoholu, zajadają się pysznymi daniami i uprawiają satysfakcjonujący seks. Kiedy okazuje się, że on jest multimilionerem, bohaterka bierze to za bonus, przekonujący, że warto zainwestować w ten związek. Dziewczyna jest na tyle pewna swojej decyzji, że nie zniechęca jej nawet Frank – przebrany za psa przyjaciel z dzieciństwa wybranka. Sigrid wpada w sidła własnej progresywności – stara się zrozumieć, że człowiek może po prostu chcieć być czyimś psem i bez sprzeciwu udaje, że ma do czynienia z prawdziwym zwierzęciem. Groteskowy finał udowodni, że utrata czujności na pierwszych randkach zawsze jest błędem. (SN)
Obcy w twojej głowie – Nie ocali cię nikt (2023), reż. Brian Duffield
Trudno jest pisać o tym prawie bezdialogowym horrorze, nie wpadając w recenzenckie klisze. Po części dlatego, że Nie ocali cię nikt oparty jest na skrajnościach. Monumentalna realizacja łączy się ze skrawkami dialogów. Pisana wielkimi literami metaforyka traumy i depresji z oszczędnym aktorstwem Kaitlyn Dever. Wszystkie elementy spaja historia o samotnej dziewczynie, która została zaatakowana przez kosmitów. Mimo ryzykownego punktu wyjścia film unikna przerostu formy nad treścią. To w dużej mierze zasługa świetnie prowadzonej Dever. Łatwo dać się ponieść szczerości aktorki; wierzy się jej aż do wspaniałego finału (niesłusznie oskarżonego przez krytyków o ckliwość). Wymowa jest bezpretensjonalna: ostatecznie przecież to my sami musimy się uratować. To idealna propozycja na późny seans halloweenowy, gdy już wpadniecie w ten upoj(o)ny, filozoficzny etap imprezy znaczony rozmowami o życiu i śmierci. (MP)
Podgniła dynia z cynamonem – Pajęczyna (2023), reż. Samuel Bodin
Pajęczyna będzie klasycznym wyborem na Halloween. Spójrzcie tylko na planszę tytułową: dom na przedmieściach skąpany w jesiennym świetle. Takie pejzaże zapowiadają celebrację rytuału w duchu iście amerykańskim. Wyzwól dziecięcą frajdę i rozejrzyj się po tej posiadłości. Pomieszczenia przypominają gotyckie komnaty, ze ścian dobiegają szepty, stary zegar służy za schowek. Po chwili zorientujesz się, że najbardziej upiornym elementem są lokatorzy. Może faktycznie mamusia i tatuś są odrobinę znerwicowani, ale to tylko i wyłącznie twoja wina. Jak będziesz grzeczny, nie zamkną cię znowu w piwnicy bez jedzenia. Niewykluczone, że nawet pozwolą ci pobawić się za domem, na polu gnijących dyń. Tylko nie kop za głęboko w ziemi. I pamiętaj, jeśli coś pachnie cynamonem, lepiej iść spać bez kolacji. (KK)
All Inclusive – Infinity Pool (2023), reż. Brandon Cronenberg
Nie mam na tyle odwagi, aby w towarzystwie Final Girls użyć stwierdzenia „posthorror”, jednak Brandon Cronenberg straszy dokładnie tym, co kochają fani tzw. elevated horrors: dziwnością i lekkimi przesunięciami w logice świata przedstawionego. Podobnie jak basen infinity jest ułudą bezkresu oceanu, tak turystyczne kurorty, z dokładnie wytyczonymi szlakami to kłamstwo, w które lubimy wierzyć dla poczucia, że jesteśmy szaleni i światowi. Im więcej pieniędzy, tym szlaki dłuższe, ładniejsze, lepiej przejezdne. Środowisko wygodne aż do bólu, doskonale zaprojektowane i duszące. Na takie wakacje w pogoni za literacką weną wybiera się James, młody pisarz. Jego wyprawa jest obliczona na sukces: w duchu kapitalistycznej strategii traktuje on swoje życie jak filtr, który pozwoli mu przekuć to, co przeżyte w sztukę. W takim sztafażu nie trzeba talentu, wystarczą pieniądze, za które można kupić nawet bad trip. Jeśli jesteście tradycjonalistami i za Sartrem uważacie, że „piekło to inni” lub przeciwnie: wtórujecie teorii Donny Haraway, w której ludzie to potencjalne potwory, zobaczcie Infinity Pool. To festiwal nihilizmu, w którym wszystko budzi obrzydzenie. Mało tego, to nie basen a bagno, po wyjściu, z którego się nie doczyścicie. Koszmar, powiadam wam, koszmar. (NK)
Materia ożywiona – Birth/Rebirth (2023), reż. Laura Moss
Kiedy zmagać się z własnymi demonami, jeśli nie 31 października – w dniu, w którym granica między światami zaczyna przypominać cienką błonkę? Momenty liminalne stanowią zresztą esencję filmu, w którym Laura Moss poprzez historię Frankensteina uwydatnia zakorzenione w tekście Mary Shelley wątki macierzyństwa i żałoby. Ból i rozczarowanie nieudanym dawaniem życia, zawiedzione ambicje czy walka z ograniczeniami ciała przy pomocy nauki ponownie zyskują feministyczny rys. Fascynuje dynamika między bohaterkami, zdesperowaną położną i psychopatyczną naukowczynią, tworzącymi patchworkową rodzinę z przypadku (czy raczej z konieczności). Birth/Rebirth, rozegrany na trudnych relacjach między kobietami, organicznie wpisuje moralne pytania w tkankę kina gatunkowego. „To żyje!” – ale który już raz? (KG)