Rusałki, syreny, wije, wróżki i czarownice – fantastyczne postaci oczarowują nie tylko nadprzyrodzonymi mocami, ale też urokiem płynącym z ich stylizacji. Ktoś mógłby zapytać, do czego istotom spojonym z naturą potrzebne jest ubranie? Przecież nasze bohaterki, nawet jeśli (tymczasowo) żyją w cywilizacji, wiodą prawdziwie dzikie życie; w leśnych i wodnych rajach wystarczyłby im symboliczny listek figowy. Jednak to, co dla nas wywodzi się z kultury, dla magicznych stworów jest częścią przyrody, a fantazyjne kostiumy podkreślają tę bliską relację ze światem fauny i flory. Zachęcamy do przyjrzenia się leśnym odzieniom oraz sukniom utkanym z rześkiej wody z nadzieją, że staną się inspiracją przy tworzeniu pierwszych wiosennych looków (SN).
8. Radziecka nimfa – Rusałka (2007), reż. Anna Melikyan
Napisy początkowe wyświetlone są na seledynowej sukience w rybki, należącej do matki tytułowej rusałki, Alisy. Pastelowe kolory i wyraziste, morsko-florystyczne desenie zostaną z kobietą na zawsze, jako czułe wspomnienie rozkosznej nocy na plaży, podczas której poczęła córkę. Szafa zielonowłosej Alisy jest przeciwieństwem garderoby matki. Po ucieczce do miasta bohaterka chce się dostosować do jego mieszkanek, zachowując przy tym outsiderski sznyt. Pasiaste longsleevy, na które zakłada szary t-shirt, szerokie jeansowe spodnie i czarna czapka to jej znaki rozpoznawcze. Wyjątkową kreacją jest hipisowska sukienka w drobny wzór. Jej rudo-brązowy kolor zestawiony z zielenią włosów Rusałki stanowi połączenie kolorystyczne przywodzące na myśl radzieckie filmy dla dzieci. Produkcja Melikyan to szalony kolaż estetyk i barw, sklejony w zaskakująco spójną całość. W sam raz dla wielkomiejskich syren. (SN)
7. Tymczasem pod strzechą – Wij (1967), reż. Konstantin Yershov
W szczerym polu, pod strzechą – dziwy nad dziwami! Czarownica przysiada na plecach studenta, piękna niewiasta, powraca zza grobu, by zatrząsnąć kościelnymi murami. Klasyczna nowela Mikołaja Gogola w interpretacji Yershova gęstnieje od niespiesznie sączonego mroku i folkloru; rozpasana rubasznymi żartami, pachnie świeżym sianem i wszędobylskimi zwierzętami. Bladolica niewiasta nad której (nie)umarłym ciałem odprawiać modły będzie Khoma, szeleści gotycko zwiewnymi szatami, ale i usypia czujność (jakby dopiero co uplecionym) dziewczęcym wiankiem z kwiatów. Demoniczność splata się z niewinnością na oplecionej kruczoczarnymi włosami, posągowej twarzy kobiety, którą z nagła przecina krwista łza. Zanim kur zapieje, ta fantasmagoryczna boginka, leśno-polna pani i magiczna czarownica, ujawni swoją prawdziwą tożsamość, gdy ponownie zacznie władać światem swych mistycznych, potworniastych pomocników. (MP)
6. Rusałka z miasta Berlin – Undine (2020), reż. Christian Petzold
Kochaj mnie albo zgiń – propozycja Undine wydaje się nie do odrzucenia. Kobieta w nieoczywisty sposób spowinowacona z wodą tego samego dnia zostaje opuszczona i odnaleziona. Romans z sympatycznym nurkiem zaczyna się przy rozbitym akwarium – w kałuży na muzealnej podłodze. Rusałka z filmu Petzolda jest nieodparcie seksowna, choć w nieoczywisty sposób. W język namiętności zamienia nawet suchą opowieść o historii Berlina, którą dzieli się w zmiętej pościeli. W jej rolę wciela się Paula Beer – drobna aktorka o charakterystycznej, dziewczęcej urodzie, która u Petzolda wystąpiła już w Tranzycie (2018). W Undine jej włosy są wyjątkowo kręcone, jakby muśnięte wilgocią. Gdy dziewczyna upina je w wysoki, luźny kok, wygląda jak nie z tej dekady. I ten film też jest taki – nieco z innego świata. (DJS)
5. Czarownica miłości – Good Morning … And Goodbye! (1967), reż. Russ Meyer
Russ Meyer z typową dla siebie dosadną frywolnością przygląda się przepychankom zblazowanego małżeństwa. Lekarstwem na impotencję ma być mistyczny numerek z leśną wróżką, która, przystrojona w trawy i płatki kwiatów, warzy miłosne napoje, wydając z siebie kocie miauknięcia. Zmieniana co scenę garderoba tej żwawej borowej panienki składa się z liści, kwiatostanów i roślinnych paprochów, rozsypanych na włosach i przysłaniających strategiczne miejsca. Reżyser snuje historię kobiet o wielkich erotycznych potrzebach i onieśmielonych nimi mężczyzn, która kończy się co najmniej niepoprawną konkluzją, ale nie ma to większego znaczenia. Nad perypetiami antypatycznych bohaterów unosi się przecież gruba warstwa niepowagi, której ucieleśnieniem jest grana przez Haji (niezapomnianą w Szybciej, koteczku! Zabij! Zabij!) dziwaczna eko-czarodziejka. Finał przynosi pocieszający wniosek: w sztuce kochania nawet frajerzy mogą spróbować swoich sił. Przyjemnie absurdalną historię wieńczy dobrotliwa narracja z offu, głosząca, że o seks warto walczyć równie mocno, jak o inne ważne aspekty życia: miłość, szczęście i maminy jabłecznik. (KG)
4. Z dziennika rudowłosej syreny – W otchłani lęku (2019), reż. Neasa Hardiman
Rybacka łajba wypływająca w głąb nieprzyjaznego morza to nie najlepsze miejsce na walkę z permanentnym pechem. Gdy na pokładzie pojawia się rudowłosa badaczka Siobhán, członkowie załogi drżą o swój los. Zgodnie z żeglarskim przesądem, nic bowiem nie sprowadza na wyprawę takiego nieszczęścia, jak miedzianowłosa pasażerka. Neasa Hardiman kreśli historię nieco wyalienowanej dziewczyny, biolożki, zainteresowanej bardziej wszechwiecznym światem natury, aniżeli ludzkimi konwenansami. Wciśnięta w wełniane swetry, obszerne kurtki i notoryczną powagę, zdaje się trzymać zarówno współtowarzyszy niedoli, jak i widzów, na dystans. Chłód naukowego pragmatyzmu szybko topiony jest jednak przez wrodzoną empatię bohaterki i jej zrozumienie dla odwiecznych prawideł morskiego świata. Odrealnione, rezonujące fluorescencyjnymi barwami zakończenie, choć dalekie od happy endu, wydaje się całkowicie logiczną kontynuacją losów współczesnej syreny. (MP)
3. Hippiska z jeziora – Mgły Avalonu (2001), reż. Uli Edel
Viviane, Pani Jeziora, arcykapłanka Avalonu i głos Bogini Matki na ziemi. Sojuszniczka Merlina z legend arturiańskich w tym miniserialu zyskała oblicze Anjeliki Houston. Aktorka, która przyzwyczaiła widzów do swojego mrocznego image’u (mocnego makijażu, kruczoczarnych włosów i ubrań w tym samym kolorze), w Mgłach Avalonu może zaskakiwać. Pani Jeziora jako matriarchalna bogini odziana jest w błękitną suknię, sprawiającej wrażenie utkanej z tafli wody. Jaśniejsze i ciemniejsze tony urozmaicają kreację, a lniane włókno podkreśla bliskość z naturą. Kostium, z typowymi dla wiedźm poszerzanymi rękawami i kuszącymi rozcięciami na ramionach, Viviane często okrywa płaszczem z dużym kapturem, nadającym jej tajemniczości. Widać, że kreacja jest tworzona ręcznie, a każda koronka czy ornament są wszyte z niezwykłą precyzją. Największą uwagę zwraca stylizacja włosów kapłanki. Zaplecione mahoniowe kosmyki zdobią koraliki i symbol księżyca, umieszczony u nasady fryzury (lunarny znak zdobi też jej czoło). Mimo tego, że strój jest utrzymany w konwencji epoki, Pani Jeziora wygląda, jakby przed chwilą pląsała w orgiastycznych tańcach nie na średniowiecznej polanie, ale na festiwalu Woodstock w latach sześćdziesiątych. Stylizacyjny pomysł podkreśla kontrkulturowość i uniwersalność samej postaci, która współcześnie jest równie en vogue, co w czasach Króla Artura. (SN)
2. Dzieje grzechu – Widziadło (1984), reż. Marek Nowicki
Podczas gdy XIX wiek chyli się ku końcowi, majątek ziemski Piotra Strumieńskiego kruszeje od szaleństwa właściciela, obsesyjnie rozpamiętującego martwą kochankę. Niewątpliwie zadziała się tu jakaś magia. Angelika, ta czarownica miłości, rozpościera ramiona w złotej godzinie – na skraju lasku, odziana w buzujące fałdy długiej, przezroczystej halki. Gdy przemyka do domu, wlokąc za sobą ogon z tiulu, cały pokój zdaje się wypełniony jej obecnością. Rude widmo anektuje przestrzeń równie intensywnie, co trawioną gorączką wyobraźnię dawnego amanta (oraz Polaków, opromienionych bujnym negliżem Doroty Kwiatkowskiej). Widziadło, wyśmiewane i krytykowane, mimo upływu lat pozostaje narowistym seansem, nastrojowo bezładnym i zaprawionym dawką romantycznej mizoginii. (KG)
1. Gniew wróżki – Legenda (1985), reż. Ridley Scott
„Co mnie obchodzą ludzkie serca?! Miękkie i bezduszne jak owsianka! Serce wróżki bije dziko i wolno!” – unosi się gniewem Oona w zaskakująco intensywnej reakcji na odrzucenie. Ta śliczna leśna istota, przypominająca słynnego Dzwoneczka z Piotrusia Pana, jest niewinna i nieprzewidywalna. Przypomina zarówno roznamiętnioną kobietę, jak i dziecko o dobrym serduszku, które zbyt łatwo ulega emocjom. Nosi w sobie iskrę ambiwalencji i bardzo chce być kochana. Lśniąca jak świetlik, malutka niczym pyłek i zabawnie rozczochrana, unosi się na zwinnych skrzydełkach. Jej delikatne wdzianko wygląda, jakby zostało utkane przez zastęp magicznych ciem. To przyjaciółka elfów, jednorożców i światła. Zadziorny duszek, którego warto mieć po swojej stronie. (DJS)