Wieczna dzikość serca. Buntownicza twórczość Leosa Caraxa

Każdy film Leosa Caraxa przynosi ze sobą stos historii o widzach wychodzących w trakcie seansów, równie wiele recenzji pozytywnych, co tych mniej przychylnych i masę analiz formalno-tematycznych, próbujących wydobyć z jego postmodernistycznych obrazów każdy najmniejszy symbol. Mimo iż przez niemal czterdzieści lat działalności świadomość artystyczna reżysera niezaprzeczalnie się rozwinęła, to nie zatracił on przy tym dzikości znanej z jego pierwszych dzieł. Przyglądając się twórczości Caraxa, nietrudno jednak zauważyć, że bunt dwudziestodwuletniego autora Boy Meets Girl (1984)  znacznie różni się od prezentowanego w ostatnich latach, idiosynkratycznego tonu Holy Motors (2012) czy Annette (2021).

Carax przyszedł na świat w 1960 roku w Suresnes, gminie na peryferiach Paryża, jako Alex Oscar Dupont, syn Amerykanki i Francuza. Początki jego działalności filmowej przywołują na myśl historie nowofalowych reżyserów, wpierw kontestujących zastany porządek na kartach „Cahiers du cinéma”, a później zmieniających francuskie kino poprzez swoje dzieła. W czasie pracy w redakcji legendarnego miesięcznika przyszły reżyser przybrał pseudonim Leos Carax, będący anagramem jego imion. Jeszcze przed elektryzującym debiutem pełnometrażowym artysta miał okazję poćwiczyć warsztat przy wielu mniejszych projektach. Szczególną uwagę przykuwa tu Strangulation Blues (1980), który przywołuje na myśl estetykę Godarda i enigmatyczne narracje Cocteau. Zarówno ten film, jak i Boy Meets Girl (1984) reżyser postanowił przedstawić w czerni i bieli, dość dosłownie nawiązując tym do nowofalowego tropu wizualnego. W 1989 roku Carax został wymieniony obok Luca Bessona i Jean-Jacquesa Beineixa w analizie Raphaëla Bassana, opublikowanej w „La Revue du Cinéma”, jako przedstawiciel francuskiego neobaroku filmowego. Krytyk zwracał uwagę na przywiązanie tych twórców do formy bardziej zachwycającej wizualnym dopracowaniem niż narracyjnymi eksperymentami i treściową głębią. Jako że Carax stworzył swoje debiutanckie dzieło w wieku zaledwie dwudziestu lat, jego wrażliwość miała szansę ewoluować na oczach światowej krytyki i widzów filmów niezależnych, podobnie jak znaczenie analizy Bassana w teorii kina. Żadnego etapu w filmografii reżysera nie można jednak uznać za oczywisty i pozwalający się łatwo sklasyfikować, co czyni Caraxa rozgrzewającym festiwalowe publiczności od trzydziestu lat nazwiskiem i enfant terrible francuskiej kinematografii zarazem.

Ona z nim i on z nią

Zła krew (1986, L. Carax)

Po premierze Boy Meets Girl w ramach Międzynarodowego Tygodnia Krytyki, niezależnej sekcji Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Cannes, pod adresem Caraxa padały zarzuty o niedojrzałość emocjonalną i zbyt wyraźne inspiracje rodzimymi legendami. Vincent Canby w swojej recenzji dla The New York Times pisał o twórcy tak: „Może i Carax ma dwadzieścia cztery lata, ale „Boy Meets Girl” przypomina raczej dzieło utalentowanego osiemnastolatka, kogoś, kto więcej czasu spędza w Cinémathèque française niż poza nią. W filmie widać inspiracje Godardem, gdzie indziej Truffaut, a czasem przebija się i właściwy, nieśmiały głos Caraxa, który chce zostać usłyszanym poprzez cudze obrazy”[1]. Swoim debiutem filmowym reżyser rozpoczął nie tylko długą karierę, ale również luźną trylogię, zwaną trylogią Alexa. Pierwsze trzy filmy Caraxa łączy bowiem nie tylko artystyczne i emocjonalne nieokrzesanie, ale również postać głównego bohatera, Alexa, granego przed Denisa Lavanta. Już nazywając tę postać swoim pierwszym imieniem, twórca nadał trylogii ton osobisty i autoterapeutyczny. W Boy Meets Girl Alex to młody, aspirujący reżyser, którego dopiero co porzuciła dziewczyna, w Złej krwi prezentuje się jako chłopak buntowniczy, poszukujący celu po zakończonym związku, a w Kochankach z Pont-Neuf jest uzależnionym od alkoholu i środków uspokajających włóczęgą, mieszkającym na legendarnym paryskim moście, remontowanym w tym czasie. Stolica Francji to zresztą ważny element wszystkich wymienionych filmów. Dla Caraxa Paryż zdaje się być miastem zagubionych dusz, próbujących wiązać koniec z końcem, znaleźć miłość, ukojenie lub serum na wirusa STBO, zabijającego osoby uprawiające seks bez zobowiązań. Zanim reżyser wprowadza swoich bohaterów w świat miłosnych uniesień, doprowadza ich jednak do granic wytrzymałości, do momentu, w którym moralna degrengolada miasta odbiera im wiarę w świat, ciąg niepowodzeń w siebie, a samotność – w znalezienie mitycznej prawdziwej miłości. Fabularnie pierwsze konstrukcje Caraxa są w gruncie rzeczy naprawdę proste. W tej fazie twórczości młody reżyser faktycznie skupiał się na efektownych kadrach (z chyba najbardziej wyrazistymi w tym aspekcie Kochankami z Pont-Neuf na czele) i wiarygodnych postaciach. Romeo, uosabiany w każdym z filmów przez Alexa, znajduje swoją Julię, i chociaż sugerowana niedojrzałość i niestrudzony entuzjazm kazałyby wierzyć w optymistyczne wizje, to inherentnym składnikiem historii tego francuskiego enfant terrible jest tragizm bohaterów, uwikłanych w toksyczne relacje z rodziną, miastem, używkami i serią innych czynników. Spełnienie i ukojenie nie są tu więc łatwe do osiągnięcia.

W kręgu filmowego postmodernizmu

Tokyo! (2008, M. Gondry, L. Carax, B. Joon-ho)

Na kolejny po Kochankach film Carax kazał czekać aż osiem lat. Było to spowodowane problemami z finansowaniem produkcji, co zdarzało się zresztą reżyserowi już przy trylogii Alexa. Pola X pokazany został w Konkursie Głównym MFF w Cannes w 1999 roku i natychmiast podzielił publiczność, która albo była rozczarowana tym nagłym zwrotem w twórczości Caraxa, albo cieszyła się z tematyczno-stylistycznej wolty, jaką zaserwował w swojej luźnej i kontrowersyjnej adaptacji Hermana Melville’a reżyser. Obrazem tym zahaczył o temat ambicji, kazirodztwa i przewijającego się od początków jego twórczości spełnienia i twarzy, które ono przybiera. Wszystko to zanurzył jednak w onirycznym sosie, dziś już swoim znaku rozpoznawczym. Zanim doszło do produkcji najgłośniejszych filmów Caraxa, miał on okazję dołożyć swoją cegiełkę do projektu Tokyo! (2008, M. Gondry, L. Carax, B. Joon-ho). Segment Merde (fr. gówno) oparł na postaci tajemniczego, odpychającego mężczyzny wywołującego zamieszanie na ulicach miasta niespodziewanymi, skandalizującymi zachowaniami. Nazwany przez media „stworzeniem ze ścieków” bohater Lavanta staje się zarazem niezdrową, społeczną fascynacją i wrogiem publicznym. Ten paradoks Carax rozwinie później w swoich pełnometrażowych dziełach, umieszczając nawet w jednym z nich ikonicznego bohatera z Merde. Wielu krytyków opisuje Holy Motors Annette, dwa ostatnie i najbardziej deliryczne filmy reżysera, jako swego rodzaju idiosynkratyczny dyptyk. Dopatrują się w tym pierwszym również miłosnego listu do kina, do którego sam Carax jednak się nie przyznaje: […] To nie jest list miłosny do kina. Kocham kino, ale nie myślę o nim, nie mówię o nim. Czasami wydaje mi się, że żyję na wyspie, która nazywa się kino, a czasami, że zostaję z niej wydalony…”[2]. Choć te dwa filmy reżysera dzieli aż dziesięć lat, a autorami scenariusza do Annette są bracia Mael z zespołu Sparks (z którymi zresztą Carax miał okazję współpracować w czasie tworzenia piosenki „When You’re a French Director” na ich płytę „Hippopotamus”), to łączy je postmodernistyczna bezkompromisowość i kontestacja związanych z branżą artystyczną porządków: granicy między pasją a obsesją, sacrum profanum, tym, co prywatne i publiczne. 

Jedyny taki spektakl

Kochankowie z Pont-Neuf (1991, L. Carax)

Wszystkie fazy w filmografii Caraxa łączy efektowna strona wizualna, którą reżyser potrafi się zbuntować przeciwko normom panującym w światowej kinematografii. Kochankowie z Pont-Neuf łączą w sobie brud, urbanistyczną rewitalizację i magię fajerwerek. Holy Motors – gadające samochody, proces motion capture, odstręczające kontakty fizyczne i paryskie podziemia, a Annette balansuje na granicy, wydawać by się mogło, sprzecznych ze sobą gatunków, za pomocą ich wizualnych tropów – przerażającej kukiełki, przeestetyzowanej natury, klaustrofobicznych pomieszczeń i przaśnych wycinków z gazet. Carax zabiera swoimi filmami w skomplikowaną podróż przez fascynacje zbierane przez lata obserwacji i kinowych immersji. Jako twórca wpisywany w nurt filmowego neobaroku czy francuskiej ekstremy, przez prawie czterdzieści lat pozostawił sobie nieskończoną liczbę otwartych furtek, dzięki którym po jego kinie można spodziewać się niespodziewanego, nawet kiedy reżyseruje dużą produkcję z hollywoodzkimi gwiazdami w rolach głównych. Bunt przyjmował w dziełach Caraxa wiele twarzy, żadnej z nich nie wpasowując jednak w nałożone przez normy ukochanego przez siebie medium ramy.

Bibliografia:

[1] V. Carby, ‘BOY MEETS GIRL’, A TALE OF LOVE BY LEOS CARAX, The New York Times, 1985, tłum. własne

[2] Ian Pelczar, Carax: Żyję na wyspie  kino,
https://www.sfp.org.pl/wydarzenia,5,13120,1,1,Carax-Zyje-na-wyspie-Kino.html

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Może cię zainteresować

Begin typing your search term above and press enter to search. Press ESC to cancel.

Do góry