Uwaga! Poniższa analiza zawiera spoilery.
Kultura popularna, rozmiłowane w eskapizmie pokolenie kidultów, szum informacyjny i konsumpcyjny nadmiar. Z polskojęzycznych recenzji Tajemnic Silver Lake (2018) wyłania się zestaw nośnych i krytycznie pożywnych motywów.
Bywa, że gdzieś na marginesie zostaje wspomniana kwestia płci; czasem uznaje się ją za wątek poboczny[1], czasem za bazę[2]. W przypadku filmu tak przewrotnego i wytrwale podsuwającego fałszywe tropy, trudno ocenić, czy zaproponowane przez krytyków ujęcie wyczerpuje temat. W końcu przez dwie i pół godziny patrzymy na Los Angeles oczami Sama, rozkochanego w teoriach spiskowych geeka. Prywatne śledztwo w poszukiwaniu pięknej sąsiadki niesie go poprzez imprezy i obrzeża miasta, poprzez chaos i gagi. Uwodzicielska moc Tajemnic… zostaje obudowana wokół wyrazistych, wymieszanych ze sobą estetyk popkultury. Zachęca, by wzorem Sama tropić symbole wewnątrz kadrów, szukać sensów i powiązań. Tak, jak za sprawą ruchów kamery narzuca się nam spojrzenie głównego bohatera, tak też udziela się jego metoda śledcza. Więc siedzimy sobie i ciągniemy za nitki, może naiwnie, może wpadając tym samym w zastawioną przez reżysera pułapkę. Podobnie jak główny bohater, fundujemy sobie potencjalnie bezsensowny wysiłek: w służbie przyjemności i z nagrzaną słońcem, znudzoną głową, która oddaje się grze w szukanie znaczeń.
Łatwo dać się porwać fali płynących upalonym ciągiem Tajemnic… To produkcja oparta na wszechogarniającym filmowym transie; dogłębnie stonerska celebracja aktu patrzenia. Sceny z udziałem kobiet przywodzą na myśl gorące momenty kina sexploitation, filmowe „łaty”, jak nazywa je Jacek Rokosz w książce Stracone dusze. Amerykańska eksploatacja filmowa 1929-1959[3]. Zarówno tam, jak i tutaj wprowadzenie bohatera w nowe, widowiskowe otoczenie służy chwili oddechu. Ta rozbudowana czasowo atrakcja, „w ramach której zawieszano na jakiś czas akcję filmu[4]”, może być pociągającym tańcem, sceną seksu, erupcją przemocy. W Tajemnicach… razem z bohaterem tracimy rozeznanie – skąd, dokąd, w jakim celu. Za bardzo pochłania nas cielesny spektakl.
Z jednej strony ujawnia się krytyka uprzedmiotawiającego męskiego spojrzenia, z drugiej świecą kształtne pośladki i kuse stroje. Taki rozdźwięk może brzydko pachnieć. W 2020 roku trudno go obronić. W obrębie Tajemnic Silver Lake istotnie nie odbywa się żadna rewolucja, a obrana przez Davida Roberta Mitchella strategia wydaje się równie niestabilna, co przedstawiona na ekranie rzeczywistość. Jest rozchwiana między banałem a celnością uwag, między ciągłością a bałaganem. Potrafi w jednej chwili oddać hołd popkulturowemu gadżeciarstwu, jak i przydeptać je drwiną. Może robi to wszystko na raz.
Największy zamęt sieje zakończenie, które na pierwszy rzut oka nagradza maniackie dochodzenie Sama. Absurdalne podejrzenia okazują się prawdą, co znaczy, że gra warta była świeczki. Tej interpretacji można zaprzeczyć, można szukać obejścia; istnieje jednak ryzyko, że kolejne analizy doprowadzą do rozczarowania. No dobra, typ odpłynął do reszty, i co dalej? Nawarstwienie osobliwości zostaje jednak spuentowane jako historia o pozornej przemianie. Sam wyciąga wnioski z własnych doświadczeń, ale wypacza je według jedynego znanego mu klucza. Transformacja z chłopca w „prawdziwego mężczyznę” może być ekranowo atrakcyjna, ale zamiast prowadzić Sama ku dorosłości, ostatecznie zakotwicza go w magmie własnych przekonań. Nowo zyskane potwierdzenie wyznawanych teorii spiskowych tężeje. Wcielając się w kolejną ikoniczną rolę (tym razem nie noirowego detektywa, a cynicznego amanta), Sam dochodzi bowiem do archaicznie rozumianej popkulturowej męskości – pozerskiej, cynicznej, już bez oporów wykorzystującej kobiety do własnych celów. Oto narodziny pick-up artist.
Showbiz, baby!
Jest taka scena w The Myth of the American Sleepover (2010), debiutanckim filmie Mitchella: dwie podzielone na płcie grupy licealistów zmierzają na piżama party. Jeden z chłopaków nieśmiało popisuje się przed kolegą pocałunkiem z dziewczyną. Bohaterka jego opowieści, wypytywana przez kumpele, rzuca beztrosko: „chciałam, żeby do czegoś doszło, ale on cały czas mnie ignorował, więc w końcu odpuściłam i resztę wieczoru oglądaliśmy kreskówki”. Jeszcze jedna sekwencja: krótkowłosa nastolatka niezgrabnie podrywa starszego kolegę i prosi go o papierosa. Towarzysząca jej przyjaciółka nie kryje irytacji; najchętniej by stamtąd poszła. W Tajemnicach… oba fragmenty powracają na wielki ekran. Na cmentarzu rozkłada się kino pod chmurką – zgromadzeni oglądają The Myth… W ramach pierwszego autocytatu Mitchell wybiera słowa nieznacznie rozczarowanej schadzką dziewczyny. W ramach drugiego podmienia twarze niedorosłych aktorek na twarze dziewczyn grających Spadające Gwiazdy. To call-girls, którymi interesuje się Sam. Debiut Mitchella, przepełniony niezręcznościami i młodzieńczym naruszaniem granic, rozbija mity dorastania (także te erotyczne). Bliźniaczki nie chcą być fantazją kolejnego nastolatka, chłopcy zastygają z napięcia w obliczu bliskości, a różnica między filmową femme fatale z papierosem i jej nieletnią naśladowczynią rysuje się wyraźnie. Wymowa The Myth of the American Sleepover, choć nostalgiczna wobec ulotności okresu dorastania, prezentuje optymistyczną wizję przyszłości. Respektowania granic można się ostatecznie nauczyć. Tajemnice… proponują raczej ponury (i, jak podkreśla reżyser, koszmarny[5]) obraz rzeczywistości. Przemiana dziecięcej buzi w seksowną, podkreśloną wyrazistym makijażem twarz wyznacza kres niewinności. Dziewczyna z debiutu dorosła i dorabia jako eskorta, by móc utrzymać się w Mieście Aniołów.
Wizualne decyzje Mitchella nie odbiegają od kanonu chłopięcych fantazji – dziewczyny mieszczą się w standardach atrakcyjności, są szczupłe, do tego przeważnie młode i białe. Ich barwne, nierzadko połyskliwe stroje odsłaniają nogi i opinają jędrności. Jest w tym jakaś pragmatyka. W końcu znajdujemy się w Los Angeles, mieście przesytu, ambicji i drożyzn, zamieszkałym przez domorosłych producentów i próbujące utrzymać się na powierzchni początkujące aktorki. W jednej ze scen Sam dryfuje za tłumem minispódniczek, które nieoczekiwanie prowadzą go do garażu, gdzie otyły, podstarzały facet przeprowadza „casting do filmu”. „Nie zostajesz Oblubienicą, jeśli nie pierdolisz się z Jezusem”, śmieje się śledzona przez bohatera dziewczyna, obgadująca z koleżankami zespół Jesus and the Brides of Dracula (a szerzej, panujące w showbiznesie zasady). Ich słowa wilgotnieją od bliskości basenu, kryją się za wycięciem bikini. Łatwo je przeoczyć, sprowadzić do efekciarsko-erotycznego przerywnika.
Ten schemat odwracania uwagi wprowadza już pierwsza scena. Pływ kamery niesie spojrzenie w stronę wycieranej przez kelnerkę szyby wystawowej. Odwrócony napis, „strzeż się zabójcy psów”, zapowiada łamigłówkowy charakter fabuły – wytęż wzrok, a zobaczysz wpisane w codzienność znaki. Czy jednak Andrew wgapia się w witrynę, czy w ukryte pod koszulką, bujające się rytmicznie piersi dziewczyny?
Łypnięcia male gaze’u mogą być kluczem – a w każdym razie jednym z kluczy – do odwzajemnienia spojrzenia rzucanego przez Tajemnice… Pojęcie, zaproponowane w latach siedemdziesiątych przez Laurę Mulvey, miało rzucać światło na sposób, w jaki odbieramy kino hollywoodzkie, kto je tworzy i dla kogo. W filmie termin pada raz, mimochodem, na nonszalanckim przesuwie kamery. Gdy Sam wkracza na imprezę do Czyśćca, mija performerkę w pełnym rynsztunku stereotypowej pani domu. Scenicznie wymalowana twarz postaci to groteskowa wersja make-upu – klaun w kabarecie. Słychać fragment poematu: „wszystkie te święte trójce kobiet, kwitnące jak kwiaty w żarze męskiego spojrzenia tego miasta”. Wokół tłoczą się balony, krótkie sukienki, brokatowe makijaże. Jest na co popatrzeć.
Rozłamy fantazji
Tajemnice Silver Lake są konsekwentnie usłane szczelinami. To film pełen zbijających z tropu momentów, w których fantazja protagonisty boleśnie rozmija się z rzeczywistością. Początkowo większość kobiecych postaci manifestuje niedorzeczne zainteresowanie głównym bohaterem: czy to komplementująca jego koszulkę dziewczyna na przyjęciu, czy balonowa tancerka, czy wreszcie Sarah, główny obiekt fascynacji Sama. Wkrótce jednak ich uwaga zaczyna falować i wypuszcza nieoczekiwane macki nonszalancji. Flirt przechodzi w obojętność, bohaterki rozpływają się w powietrzu, a kolejne, przypadkowe spotkania noszą już znamiona totalnej, podszytej protekcjonalnym uśmiechem olewki. Sześć sytuacji, schemat ten sam. Scenariusz nie ograniczy się do nich, będzie znaczył relacje Sama z dziewczynami z upartą powtarzalnością.
Sarah
Sam daje ciastko Coca-Coli, pieskowi należącemu do pięknej sąsiadki. Po chwili obiekt jego pragnień wysuwa się z mroku, stopniowo wchodząc w plamę rozproszonego, złotego światła. Wymieniają parę zdań. Twarz Sary mięknie ze współczucia na wieść o rzekomej śmierci pupila Sama. Dziewczyna zaprasza sąsiada do środka; wypalają skręta, po czym oglądają Jak poślubić milionera (1953, J. Negulesco). Obok telewizora stoją figurki aktorek z filmu: Marilyn Monroe, Lauren Bacall i Betty Grable. Sarah zabierze je ze sobą do bunkra. Póki co (jak na wcielenie kliszy Manic Pixie Dream Girl przystało) z dziecięcą radością zachwyca się niespotykanym połączeniem smakowym soku i krakersów. Kiedy jednak do domu wracają współlokatorzy, dziewczyna stanowczo odprawia towarzysza. Jej twarz staje się nieprzenikniona. Gdy przed drzwiami patrzą jeszcze na wybuchające fajerwerki, rysuje się na niej strach.
Tej nocy Sam śni. W chwilę po znalezieniu psiego ciastka na ścieżce, przed bohaterem wyłania się truchło zwierzęcia. Ucztuje nad nim makabryczne wcielenie Sary, które odwraca się ku śniącemu skrwawionym pyskiem. Chłopak z przerażenia staje jak wryty. Ona zaczyna szczekać.
Już na jawie Sam dopytuje właściciela wynajmowanego mieszkania o nagłe zniknięcie jednej z lokatorek. Choć dzień wcześniej rozmawiali po raz pierwszy, nie mieści mu się w głowie, że dziewczyna mogła przemilczeć wyprowadzkę. „Może cię nie lubiła”, wzrusza ramionami właściciel.
Tajemnice Silver Lake (2018)
Dziewczyny z agencji Shooting Stars
Druga relacja zaczyna się na cmentarzu: flirtem od niechcenia. Kiedy ogłoszenie w gazecie przypadkowo uświadamia Samowi zawód dziewczyn, chłopak czym prędzej sięga po telefon. Trudno mu jednak przejść do rzeczy. Po przybyciu Gwiazdy bohater rozprasza się i odwleka moment seksu; zasłaniając się butelką piwa, wypytuje o przyjęcie w posiadłości tajemniczego kompozytora. Dziewczyna z agencji opowiada, że widziała tam Sarę odgrywającą performans. Ubrana w kostium kąpielowy we wzór dalmatyńczyka siedziała na środku pokoju w szklanym kubiku. Starzy faceci stukali palcami w ściankę, ale ona pozostawała nieruchoma.
Zanim jednak nastąpi opowieść Spadającej Gwiazdy, Sam przestępuje progi Czyśćca i ogląda występ Balonowej Tancerki. Kiedy jakiś czas później zauważa ją na sekretnym koncercie, postanowi zagadać. Dziewczyna rozpoznaje Sarę na zdjęciu, ale odcina się od niej. Spytana o wiadomość zakodowaną w muzyce Jesus and the Brides of Dracula, stwierdza, że żaden sekretny sens nie istnieje. Nadmuchując balon dodaje, że to głupie marnować energię na coś, co nie ma znaczenia. Można przecież cieszyć się muzyką, seksem, światem. Oboje zaczynają tańczyć do uwielbianej przez Sama piosenki R.E.M. Chłopaka uderza nasączone narkotykiem ciastko – bilet wstępu na imprezę. Biegnie zwymiotować. Po wyjściu z toalety zauważa, że Balonowa Tancerka zniknęła.
Troy, przyszła Oblubienica
Tego samego wieczoru Sam śledzi Troy i jej towarzyszki. Zakrada się przez basen, czai się w damskiej toalecie. W odpowiedzi na pytanie o Sarę dziewczyna spluwa mu przez ramię gumą do żucia i kieruje się do wyjścia. Sam potrząsa nią, czym zapracowuje na kopniaka w krocze. Chłopaka zwiniętego z bólu na posadzce znajduje grupka nastolatek, które w niewybrednych słowach każą mu wyjść. W oczach Sama cała piątka przypomina stado szczekających zajadle psów. Na jego twarzy maluje się niedowierzanie i szok – chciał przecież tylko spytać o znajomą! Ucieka jak przed atakiem dzikich zwierząt.
Modelka
Dwa dni później Sam idzie z kumplem na piwo. Odpalają drona, który przelatuje nad nocnym Los Angeles, by w końcu zawisnąć naprzeciwko okna. „Dziewczyna ma niesamowite ciało, musisz tylko być cierpliwy”, zapowiada kolega. Czekają. Rozmowa schodzi na narcyzm, poczucie uprawnienia do wielkości, zawiedzione oczekiwania, wreszcie paranoję, napędzaną zbyt szybkim rozwojem technologii. Jednocześnie spojrzenie kamery i bohaterów uporczywie błądzi w okolicach ekranu laptopa. Oko wygląda pojawienia się mitycznej superlaski. Nagle pokój rozświetla lampa. Chłopaki przestają rozmawiać. Wysoka blondynka siada naprzeciw niewidocznego drona, z gracją krzyżując nogi, a powolne rozpinanie koszuli zapowiada nadchodzące show. Wizja powoli kieruje się na twarz modelki; transmisja trwa nawet wtedy, gdy jej oblicze wykrzywia nagły szloch. Niezręczność zawisa w powietrzu. Dokończymy innym razem.
Tajemnice Silver Lake (2018)
Millicent, córka milionera
Dramatycznym spektaklem staje się także twarz Millicent. Kiedy dzień po porwaniu ojca kobieta zjawia się na imprezie w Czyśćcu, wokół słychać krytyczne głosy. „Ludzie robią różne rzeczy, kiedy cierpią”, tłumaczy Sam. Broni przy tym może bardziej samego siebie, niż dziewczyny. Nagle telefony rozbrzmiewają powiadomieniami; wszystkich obiega informacja o znalezieniu ciała milionera. Kiedy jedna z kobiet decyduje się przekazać wieści Millicent, skupione oczy zebranych wypatrują „sceny”. Tragedia też jest seksowna.
Następnym razem Sam spotyka ją tuż po nieoczekiwanej rozmowie z byłą dziewczyną. Z bliska przyglądamy się naznaczonej boleściwym pięknem twarzy Millicent; jej ciemny, wampiryczny makijaż wypełnia ekran. Zapoznana ze sprawą Sary, unosi brwi w geście szykownego poruszenia. Nocne, ciche rejony miasta zachęcają do przechadzki. Oni łapią się za ręce i odpowiadają na zaproszenie. „Wolisz psy czy koty?”, dopytuje bohatera dziewczyna. Słodkie pogawędki o niczym przerywa pojawienie się kloszarda, który obrzuca Sama stekiem wyzwisk za poskąpienie grosza. To prowokuje protagonistę do wygłoszenia płomiennej, pełnej niechęci przemowy o bezdomnych, którzy z zazdrości nękają zwykłych ludzi. Wsłuchująca się w jego tyradę Millicent na moment zdejmuje maskę zainteresowania. „Następnym razem po prostu daj mu dolara” – proponuje obojętnie. Za chwilę, podczas kąpieli w jeziorze, dziewczyna ujawni jeszcze jedno oblicze. Tym razem będzie miało upiorny charakter.
Tajemnice Silver Lake (2018)
Wycisnąć, co się da
Gdzieś w opozycji do wyśrubowanych marzeń o kobiecości stoi „koleżanka od seksu”. Ona także nie ukrywa swojego ciała przed wzrokiem kamery, a na spotkaniach z Samem zjawia się w strojach, które sugerują, że zarabia jako aktorka w filmach porno. Zarówno w sytuacji codziennej, jak i erotycznej, jest postacią z krwi i kości. Poznaczona pierwszymi zmarszczkami twarz i odstające uszy nie wyrzucają jej poza kanon, ale sytuują na marginesie. Za sprawą drobnych niedoskonałości pozbawiona imienia bohaterka nabiera autentyzmu. Zamiast do parady gibkich ciał, pasowałaby raczej do realistycznego debiutu Mitchella. Rozmowa o pierwszych obiektach masturbacji odsłania ją jeszcze bardziej, ujawnia jej dystans i poczucie humoru. Jednak Sam szybko się dekoncentruje. W końcu wiecznie ściga nieuchwytną, a przez to bezpieczniejszą fantazję. Dochodzi, spoglądając na smutną twarz Millicent na ekranie telewizora. Zaraz po tym podgląda Sarę przez opuszczone żaluzje.
Tajemnice Silver Lake (2018)
Z tego wszystkiego wyłania się banalny wniosek: w oczach bohatera kobiety nie wychodzą poza podział na anielice i dziwki. Odrzucenie przez dziewczynę, której łagodną twarz widzimy na billboardach, wywołuje (albo utrwala) erotyczne obsesje Sama. Seksowna tajemnica mijanych w miejskim dryfie ciał przyciąga wzrok, ale uporczywie domaga się usprawiedliwienia. „Spódniczki” (jak bywają podpisywane w obsadzie) stają się więc ważnym elementem w detektywistycznej układance, a nie, po prostu, potencjalną przygodą na jedną noc. Kumpela, która nie mieści się w tym podziale, nigdy nie dostaje stuprocentowej uwagi – ani Sama, ani kamery, będącej przedłużeniem spojrzenia bohatera.
Podobnie potraktowani zostają bezdomni. Znienawidzeni i pogardzani przez protagonistę, powracają jako egzotyczne obiekty jego rozbudowanej fantazji – połączeni ze sobą siecią powiązań, posługujący się zakodowanym, piktograficznym językiem, gładko poruszający się w przestrzeni metropolii. Napędzającym podglądactwo paliwem jest jednocześnie młodzieńcze libido i nostalgia za pełnym wymyślonych kodów dzieciństwem. Nic dziwnego, że z tego podlanego paranoją gruntu wyrasta Pocałunek Sowy – groteskowy upiór kobiecości. Świat w Tajemnicach Silver Lake jest także światem głęboko elitarnym. Nie trzeba było śledztwa, by to odkryć. Tam, gdzie milionerzy budują sobie rezydencje, krypty i sieci podziemnych korytarzy, największą życiową szansą może być oddanie własnej niezależności na rzecz przywileju. Pasywność nie przychodzi łatwo. Kiedy Sarah, po raz pierwszy i ostatni, rozmawia z Samem przez telefon, robi dobrą minę do złej gry, pośpiesznie ocierając łzę. Na koniec sugeruje mu, żeby zastanowił się nad psem. „Przyda ci się odrobina bezwarunkowej miłości”, mówi. Ale może to nigdy nie było takie proste.
[1] https://www.filmweb.pl/reviews/recenzja-filmu-Tajemnice+Silver+Lake-21414; dostęp z dnia: 19.08.2020 r.
[2] http://www.rozswietlamykulture.pl/reflektor/2018/09/11/there-is-something-rotten-under-the-silver-lake-recenzja-filmu-tajemnice-silver-lake/; http://ekrany.org.pl/odkrycia/tajemnice-silver-lake/; dostęp z dnia: 19.08.2020 r.
[3] J. Rokosz, Stracone dusze. Amerykańska eksploatacja filmowa 1929-1959, Łódź-Warszawa 2017, s. 32.
[4] Tamże.
[5] https://mubi.com/notebook/posts/shadows-dancing-david-robert-mitchell-discusses-under-the-silver-lake; dostęp z dnia: 19.08.2020 r.
NUMER 2: Ostatni dzień lata | 08/2020 |
O autorce:
Miłośniczka kina gatunkowego, queeru i filmowej pulpy. Pisze i ilustruje.