Wymykają się społecznym normom, kulturowym ograniczeniom przypisywanym ich płci, w końcu prawu, które nie zostało stworzone z myślą o kobietach. Wybrane przez nas bohaterki walczą o swoje za wszelką cenę. Bunt w ich wydaniu to coś więcej niż romantyczne uniesienie czy formalny wytrych dla ukrycia banalnej mizantropii. Czasami rozczulająco ludzkie, innym razem wdzięcznie przerysowane i schowane za ekstrawaganckimi kreacjami, chronią swoje tajemnice, mszczą się za doznane krzywdy, przecierają szlaki kolejnemu pokoleniu buntowniczych dziewczynek. Bywając uzbrojone po zęby, innym razem, korzystając z luk w prawie czy siły sugestii, filmowe rebel girls udowadniają, że słaba płeć nie istnieje. (MP)
8. Pinezki i karabiny – The Bonnie Parker Story (1958), reż. William Witney
Nagabującego ją klienta oblewa wrzącym olejem, a obleśnego szefa zrzuca ze schodów. Tak zaczyna się historia Bonnie Parker, która pod batutą Williama Witneya nabiera nieoczywistego feministycznego charakteru. Wcielająca się w główną rolę Dorothy Provine daje tu istny aktorski popis. Jej bohaterka, postawna blondynka o miękkich rysach, dysponuje czujnym, przenikliwym spojrzeniem i donośnym głosem z teksańskim zaśpiewem, z buta traktując własny wizerunek pin-up girl. Początkowo dziewczyna spławia Clyde’a jak pierwszego lepszego natręta, ostatecznie jednak z zawadiackim uśmiechem przystaje na jego propozycję. Jej apetyt tylko rośnie; szybko przejmuje dowodzenie nad wspólnikami i nigdy nie spada do roli ozdoby, do końca pozostając bohaterką własnej historii. Podczas napadów staje się dziarska, a jej ruchy nabierają ostrości (i odrobiny ekstrawagancji); czuć, że bawi się jak dziecko, ale kiedy trzeba, pozostaje skoncentrowana i stoicko spokojna. W swoim codziennym zblazowaniu emanuje rozbujaną, pewną siebie seksualnością, przy czym nie po drodze jej z byciem oglądaną czy dotykaną wbrew woli. Jej bronią jest pistolet, mocarne onelinery i nieco sadystyczne poczucie humoru. Zarazem Bonnie potrafi odsłonić miękką stronę, przyznać się do nostalgii i tęsknoty za bliskością – dzieje się to jednak w ramach subtelnych, niewymuszonych momentów, które nadają postaci większej głębi, nie wtłaczając jej w scenariuszowy stereotyp. The Bonnie Parker Story to wyjątkowe, ujawniające talent reżysera znalezisko: poza pierwszorzędną protagonistką film dostarcza angażującej historii, komediowego wyczucia i niewyczerpanych pokładów energii. Seans wskazany! (KG)
7. Wiele rodzajów potworów – The Keeping Room (2014), reż. Daniel Barber
Wojna secesyjna. Czas, który pozostawia po sobie stosy trupów, bandy zapijaczonych dezerterów oraz samotne kobiety, próbujące przetrwać za wszelką cenę; niektóre pomagają sobie alkoholem, inne zbroją się po zęby. Za broń będzie musiała chwycić również Augusta, gdy dom, w którym mieszka wraz z siostrą i służącą, zaatakuje grupa żołnierzy. Barber ostrożnie szafuje akcją, chętnie korzystając z siły sugestii i niedopowiedzeń. Zręcznie czerpie przy tym z westernowej ikonografii, by opowiedzieć o dramatach kobiet uwikłanych w system zależności wojennej zawieruchy. Kobiet, które, co najważniejsze, nie są wyłącznie biernymi obserwatorkami historii, ale aktywnie ją kreują. Przypisana im szlachetność pozwala na przepracowanie doświadczeń i stawienie czoła agresorom. Dużo satysfakcji daje finał, a wraz z nim świadomość, że walczyć można nie tylko bronią, ale i siłą niezależności. W końcu równie zabójcze co kule, mogą być skutki odważnie podejmowanych decyzji. (MP)
6. Mścicielka z osiedla – A Good Woman Is Hard to Find (2019), reż. Abner J. Pastoll
W jaki sposób pojmować i respektować prawo, skoro jego przedstawiciele – policjanci, którym w założeniu powinnaś ufać – mają dla ciebie tylko pogardę? Sarah, wdowa i samotna matka, popełnia i ukrywa zbrodnię, bo zostaje do tego zmuszona. Przypadkowo uwikłana w interesy przestępczego światka i pozbawiona nadziei na protekcję systemu, desperacko staje w obronie swoich dzieci. Błyskotliwy film czyni z niej mścicielkę, trochę na podobieństwo Thany z Kalibru 45 (1981) Abla Ferrary, ostentacyjnie jednak osobną, wyłamującą się z ogranych filmowych schematów. Sarah jest w swojej zemście dobitnie ludzka (choć nigdy słaba) – przez większość czasu widzimy ją w dresie i z podkrążonymi oczami, gdy zmaga się z prozą życia, żałobą, załamaniem nerwowym, strachem. Twórcy w równie efektowny, co trafny sposób podkreślają niewdzięczną pozycję kobiet – surowo rozliczanych przez otoczenie z obowiązków narzucanych matkom, żonom i gospodyniom domowym, a także z ciała – przez to wyobcowanych w chwili kryzysu i skazanych na działanie w pojedynkę. (DJS)
5. Zemsta kobiety-węża – Urodzeni mordercy (1994), reż. Oliver Stone
Mallory ma przewalone. Ojciec znęca się nad nią i wykorzystuje seksualnie, matka nie wspiera, a młodszy brat… jest typowym młodszym bratem. Z domu niewoli wywodzi ją jeździec na białym koniu (a właściwie w kradzionym samochodzie), Mickey, z którym udaje się w podróż bez powrotu. Droga wiedzie trasą 666, a za sobą zostawiają nie tylko rodziny, ale też makabryczne ślady. Mall chętnie uwodzi i zabija obleśnych typów z lepkimi rączkami. Każda jej zbrodnia smakuje zemstą, a mordercza podróż ma być formą sprawiedliwości, wymierzaną w imieniu wielu skrzywdzonych dziewczynek. Przy tym wszystkim kreowana przez Juliette Lewis bohaterka jest wzbudzającą sympatię kobietą-dzieckiem. Uroczo uśmiechniętą lub smutnie zawodzącą w więziennej celi, ale też taką, która nie radzi sobie z agresją i nie potrafi przepracować traumy. Bardzo łatwo można się w niej zakochać, choć tatuaż daje jasny sygnał – jest wężem, drapieżnikiem, którego nie powinno się oswajać i wpuszczać pod dach, bo może śmiertelnie ukąsić. (SN)
4. Lek na całe zło – Positive I.D. (1987), reż. Andy Anderson
Jest w tym filmie jakaś zawadiacka przekorność. Plakat ozdobiony (wyeksponowanymi krótką spódniczką) kobiecymi nogami obiecuje pieprzne doznania z odrobiną akcji – uważne oko dostrzeże broń, niesfornie wychylającą się z torebki. Anderson wykorzystuje figurę seksownej modliszki nie po to, by uwodzić, a opowiedzieć o tragedii kobiety przepracowującej traumę gwałtu w niesprzyjającym środowisku zapyziałego amerykańskiego przedmieścia. Nie jest to droga typowa. Bohaterka wykorzystuje luki w prawie, by, korzystając z fałszywej tożsamości, zrzucić z siebie rolę pani domu, której nie przystoi niedoskonałość i trwanie w cierpieniu. Wchodzi w konflikt z prawem, inicjuje niezobowiązujące kontakty z mężczyznami, przesiaduje w barze, w końcu korzysta z uroków jakie daje zrzucenie z barków ciężaru „siebie”. Balansowanie na granicy społecznych norm daje wyzwolenie. Gdy drogi kobiety i gwałciciela przetną się ponownie, tożsamość ofiary zostanie zrewidowana. (MP)
3. Trashowa emancypacja – Kobiece kłopoty (1974), reż. John Waters
Dawn, w którą wciela się doskonała Divine, marzy o karierze modelki. Typowa white trashówa nie ma urody i warunków, które zapewniłyby jej sesję w „Vogue’u”, na szczęście trafia na odpowiednich ludzi. Sadyści z salonu fryzjerskiego uwielbiają fotografować kobiety popełniające zbrodnie, co skłania łaknącą sławy bohaterkę do zabicia córki. Morderstwo faktycznie winduje ją na okładki gazet. Dawn, jak mało kto, potrafi wykorzystać swoje piętnaście minut sławy, traktując salę sądową jak wybieg, na którym prezentuje nie tylko coraz bardziej odjechane stylizacje, ale też może w pełni rozsmakować się w swoim występku, szokując wszystkich nieposzanowaniem moralnych granic i aspołecznymi hasłami. Punkowa postać nawet ze śmierci na krześle elektrycznym potrafi zrobić spektakl. Cóż, (zła) królowa jest tylko jedna, choć jej podobieństwo do Mamy Madzi dziś wywołuje ciarki na plecach. (SN)
2. Matriarchat ponad prawem – Blow the Man Down (2019), reż. Bridget Savage Cole i Danielle Krudy
Siostry Connolly dopiero co pochowały matkę, a już zmagają się z kolejną tragedią – w panicznym akcie samoobrony młodsza z nich zabija człowieka. Wcześniej poróżnione dziewczyny, teraz łączą się w utajaniu zbrodni. Korzystając z noża do filetowania ryb, upychają martwe ciało w skrzyni i wyrzucają do oceanu. Sceneria dla ich występku jest odpowiednia. Easter Cove to miasteczko, które karmi się tajemnicami. Historycznie naznaczone przemocą, było niegdyś areną tarć między żyjącymi w lęku kobietami a gwałtowną społecznością rybaków. Wraz z rozwojem intrygi odsłania się fascynująca opowieść o zdeterminowanych i sprytnych mieszkankach, które znalazły sposób – wątpliwy etycznie i wcielany w życie poza prawem – by niepostrzeżenie zmanipulować miejscowych mężczyzn. Siostry Connolly, poprzez swój mroczny sekret, wokół którego węszy pozornie miły policjant, stają się spadkobierczyniami tej (z ducha wiedźmowej) legendy. (DJS)
1. Z buta – Perdita Durango (1997), reż. Álex de la Iglesia
Pierwsza scena, w której wyprężona na złotym, satynowym prześcieradle Rosie Perez staje oko w oko z jaguarem, nie pozostawia wątpliwości – czeka nas seksowne, kampowe widowisko, które nie ogląda się na to, co wypada. Perdita Durango i Romeo Dolorosa, dwa dzikie koty, przemierzają granicę między Meksykiem a Stanami, plądrując wszystko na swej drodze. Łączy ich romantyczne draństwo, namiętny seks i nieposkromiony apetyt na życie unurzane w ekstazie. Ona, stylizowana na Turę Satanę w Faster, Pussycat! Kill! Kill! (1965), fantazjuje o porwaniu i pożarciu niewinnego gringo; on kradnie trupy z cmentarza i odprawia krwawe santeryjskie rytuały. Sadyzm i gwałt są tu sposobem na przepędzenie nudy, a świętości poniewierają się wgniecione w piach, przyduszone metalowym obcasem Perdity. (KG)