Szybki ranking: Folk horror na świecie

Stare baby rzucają klątwy na krzewicieli postępu, a młode dziewczęta próbują wymodlić sobie miłość. Wokół rozpościerają się błotniste lasy i zapuszczone cmentarze. Oto ciemnogród! Oto królestwo folk horroru! Interesujących przykładów gatunku szukamy na obrzeżach kanonu, w historii kina i z dala od Hollywood: od Indonezji, przez Norwegię, po Australię. Na całym świecie przeszłość i zacofanie wdzierają się do teraźniejszości; miejscowe legendy nie tracą swojej mocy, lud upomina się o swoje. Zapraszamy do lokalnego piekiełka. (KK)


6. Inne światy – Mystics in Bali (1981), reż. H. Tjut Djalil

Czerpanie z ludowych podań, które w naszym kręgu kulturowym jest zepchnięte na margines folk horroru, dla twórców kina grozy z Indonezji stanowi główne źródło inspiracji. W horrorach z południowo-wschodniej Azji straszą mściwe duchy kobiet: kuntilanak (ciężarna piękność, która wabi mężczyzn) i penanggalan (latająca głowa z przyczepionymi doń wnętrznościami, ssąca krew dzieci i kobiet w ciąży). O drugiej z wymienionych opowiada film Djalila, czołowego reżysera indonezyjskiego exploitation lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Cathy, antropolożka z USA, przybywa na Bali, by studiować lokalny folklor i romansować z miejscowym młodzieńcem. Udaje jej się nawiązać kontakt z kapłanką, która przyjmuje ją na adeptkę czarnej magii. W umowie zawarto jednak pewien haczyk… Mystics in Bali może bawić – różnicami kulturowymi, budżetowymi niedostatkami, zapatrzeniem w amerykańskie wzorce – ale to także kreatywna, tryskająca energią hybryda motywów z malajskiego teatru i mitologii, pozszywana z wpływów kina kopanego i produkcji superhero. Mimo patchworkowej formy i sporej dawki groteski, walka dobra ze złem ma ciężar ostateczny. Jeśli straszyć, to na poważnie. (KG)


5. Ciężkie grzechy – The Dreaming (1988), reż. Mario Andreacchio

Na ostry dyżur trafia młoda Aborygenka, która próbowała wykraść z lokalnego muzeum drobne artefakty – praktycznie bezwartościowe dla białych, ale cenne dla rdzennej ludności. O pobicie dziewczyny podejrzani są ochroniarze placówki. Sytuacją poszkodowanej, lekceważonej przez męską część personelu, interesuje się lekarka, którą nękają upiorne wizje. Kobieta w trakcie prywatnego śledztwa odkrywa, że szpitalny incydent łączy się z prowadzonymi przez jej ojca wykopaliskami, a idąc dalej: z ciężkimi grzechami byłych osadników. The Dreaming jest jednym z tych australijskich filmów tamtego okresu, które zwracały uwagę na procesy wymazywania Aborygenów ze społecznego tła i upomniały się o ich prawa do ziemi. Elementy lokalnej mitologii tworzą w nim senno-halucynacyjną, wręcz paranoiczną atmosferę, nachodzącą na rzeczywistość niczym koszmarne wspomnienie. Opowieść ma wymiar demaskatorski. Uderza w patriarchalną strukturę społeczno-kulturową, nieprzyjazną tak dla autochtonicznej ludności, jak i kobiet. Zupełnie jakby wobec obu tych grup istniało historycznie usankcjonowane przyzwolenie na przemoc. (DJS)


4. Estońskie gusła – Listopad (2017), reż. Rainer Sarnet

Adaptacja powieści Listopadowe porzeczki (2021, Wydawnictwo Literackie) Andrusa Kivirähka to ubrana w piękne, czarno-białe obrazy podróż do czasów romantyzmu. W biednej estońskiej wiosce do przetrwania zimy niezbędne jest posiłkowanie się ludową magią. Pogańskie wierzenia przeplatają się z chrześcijaństwem: diabeł i Chrystus są równie pomocni, co pradawne duchy. W tytułowym miesiącu zmarli powracają do świata żywych, po wiejskich ścieżkach przechadza się stworzony z narzędzi Kratt, a Liina w poszukiwaniu miłości nie cofa się przed niczym. Pogański duch odczuwany jest nie tylko dzięki zaklęciom bohaterów, ale też za sprawą hipnotyzujących zdjęć i czerpiącej z folkloru muzyki Jacaszka. To arcydzieło nastroju, bardziej fascynujące, niż napawające grozą, które z nostalgią przygląda się wierzeniom przodków. (SN)


3. Norweska prowincja – Jezioro umarłych (1958), reż. Kåre Bergstrøm

Chata na odludziu jest znaczącą przestrzenią nie tylko w horrorze amerykańskim, ale i nordyckim. W Norwegii, gdzie obecnie ponad połowa obywateli posiada własny domek wakacyjny, chata kojarzy się z ciepłem domowego ogniska i kojącą samotnością. W kinie grozy towarzyszy jej jednak inne znaczenie. To nie przypadek, że Jezioro umarłych – pierwszy pełnoprawny norweski horror – umiejscawia akcję właśnie w hytte. Znamy ten schemat z kina anglosaskiego: grupka przyjaciół nieopatrznie wybiera się na wypoczynek do nawiedzonej chaty. Gasnące we wnętrzu światło zapowiada nadejście duchów. Przyroda wokół jest wroga. W tym wypadku najbardziej pobudza wyobraźnię romantyczne jezioro: taflę porastają lilie, a na dnie kłębią się trupie jady. Gdy zbyt namiętnie będziesz się wpatrywać w wodę, zapomnisz o nakazach superego i zapałasz namiętnością do tej, której żadne cywilizowane społeczeństwo nie pozwoli ci kochać. (KK)


2. Polowanie na brytyjskie czarownice – Cry of the Banshee (1970), reż. Gordon Hessler

Zaczyna się pstrokatą animacją Terry’ego Gilliama z pękającą głową jako główną atrakcją. Dalej jest już bardziej klasycznie. Na ekranie pojawia się Vincent Price w roli łowcy czarownic. Twardą ręką rządzi obskurną wioseczką, polując na zwolenniczki nieczystych praktyk. Zbytnia pewność siebie włodarza niszczy w końcu i jego rodzinę, gdy jedna z wiedźm zsyła klątwę potwora Banshee. Magiczne amulety, pradawne rytuały, „złe” kobiety i pobożni mężczyźni – Hessler kręci historię, która balansuje na granicy pastiszu i powagi. Chętnie sięga po gatunkowe smaczki, szczególnie w scenach ataku tytułowego monstrum. Później bierze je w nawias, proponując frywolne dialogi. Być może twórca próbuje chwytać zbyt wiele wątków naraz, tym samym rozwadniając opowieść, ale potrafi też przyszpilić uwagę, gdy trzeba. Ostatecznie jest to folk horror nie traktujący siebie zbyt serio. Trochę jak samo święto Halloween – barwny karnawał grozy. (MP)


1. Synkretyzm po koreańsku – Lament (2016), reż. Hong-jin Na

Lament rozpoczyna się niczym klasyczna opowieść kryminalna i powoli zmienia się w coś, co dzisiaj możemy nazwać folk horrorem. Policjant z większego miasta przybywa do małej koreańskiej miejscowości na południu kraju, by rozwikłać zagadkę przypadkowych zabójstw i tajemniczo powiązanych z nimi chorób. Sierżant Jong-goo zostaje jednak zasypany niejasnymi sygnałami, które rozbijają jego zawodową rutynę, życie prywatne i dotychczasowe poczucie porządku świata. Hong-jin Na przemyca do Lamentu narodowe traumy i fobie, by na ich kanwie skomponować współczesną mitologię grozy. Nie bez powodu pierwszym podejrzanym, kozłem ofiarnym, budzącym niepokój mieszkańców wioski, jest małomówny Japończyk, a jedną z ofiar zagadkowego mordercy – zgwałcona kobieta. Najeżdżana przez Japonię Korea pielęgnowała negatywny wizerunek wschodnich sąsiadów. Podczas okupacji kraju koreańskie kobiety były regularnie wykorzystane przez japońskich żołnierzy. Dodajmy do tego wstyd podsycany popularnym w Korei chrześcijaństwem, starcie z japońskim shintoizmem, halucynogenne grzyby, szamanizm, wiedźmy i zatrutą beczkę sosu sojowego, by całkowicie zwariować. (NK)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Może cię zainteresować

Begin typing your search term above and press enter to search. Press ESC to cancel.

Do góry