Tekst zdradza dużo, ale nie wszystko. Czytanie przed seansem na własną odpowiedzialność.
Istnieje zbiór lęków przynależnych artystom, szczególnie tworzącym w odosobnieniu pisarzom. Okropne wizje kompromitacji, porażki twórczej lub zaburzeń psychicznych, powodujących mylenie fikcji z rzeczywistością, często stają się tematem ich dzieł. Szczególnie mocno straszy widmo plagiatu przez antycypację, czyli odkrycia, że ktoś już napisał dokładnie taką samą książkę, oraz zmaterializowanie się wymyślonych postaci lub wydarzeń.
To drugie przydarza się Edmundowi Blackstone’owi (Jonathan Frid), autorowi horrorów. W pierwszej scenie z powracającego koszmaru budzi go syn. Oblany potem bohater długo nie może dojść do siebie, choć może liczyć na zrozumienie i pocieszenie ze strony żony, Nicole (Christina Pickles). Niedługo później dom wypełni się gośćmi, również nieproszonymi. O zmierzchu do roześmianego towarzystwa dołączają trzy postaci: Kat (Henry Judd Baker), Karzeł (Hervé Villechaize) i Królowa Zła (Martine Beswick), ożywione wersje rysunków naszkicowanych przez Edmunda do nowej książki.
Na pierwszy rzut oka debiut reżyserski Olivera Stone’a to jeden z wielu niskobudżetowych horrorów nakręconych w latach 70. Wyróżniać go może nazwisko reżysera, który w kolejnych dekadach zdobędzie ogromną popularność, oraz nietypowy sposób finansowania – jednym z producentów był gangster, lokujący w realizacji brudne pieniądze w obawie przed FBI. Plan zdjęciowy również nie należał do sztampowych. Beswick, aktorka mająca wówczas ugruntowaną pozycję po występach m.in. w dwóch produkcjach o Jamesie Bondzie, wspominała w jednym z wywiadów, że wszyscy członkowie ekipy, dla oszczędności, mieszkali w filmowej posesji podczas realizacji. Dom nad jeziorem w Quebecu miał bardzo głośną instalację wodno-kanalizacyjną, przez co jego mieszkańcy podczas zdjęć nie mogli korzystać z toalety, ani się myć. Poczucie klaustrofobii, galony pitego wina i wszechobecny brud pozwoliły Beswick doskonale wcielić się w rolę Królowej Zła. Do tego stopnia, że widząc nieumyte talerze, zostawiała przy nich karteczki: „jeśli ich nie wyczyścisz, zacznę zabijać”.
Pod tą fasadą kryją się jednak ciekawe ścieżki interpretacyjne. Skupię się na dwóch – pierwszej, charakterystycznej w kontekście późniejszej twórczości Stone’a oraz drugiej, symbolicznej, pozwalającej czytać Seizure jak marzenie senne, do którego pasuje wiele zestawów kluczy.
Strażnik moralności
Filmy Stone’a to jedne z najbardziej zaangażowanych społecznie obrazów w Hollywood. W kinie reżysera Stany Zjednoczone dalekie są od ideału, a lukrowaną otoczkę zastępuje krzywe zwierciadło. Niezależnie od tego, czy autor skupia się na tematach politycznych (JFK [1991], Nixon [1995]), społecznych (Urodzeni mordercy [1994]), czy stricte obyczajowych (Droga przez piekło [1997]) to osąd moralny bohaterów jest jedną z najważniejszych kwestii, jakie podejmuje. Pokazanie hipokryzji rządzących, krytyka mass mediów, spojrzenie za kulisy egzystencji idola, próba oddania sprawiedliwości rdzennej ludności czy tworzenie opowieści o tym, że karma wraca – Stone odgrywa rolę samozwańczego sumienia Ameryki. Nierzadko bywa zbyt radykalny w swoich sądach, a jego wizja świata może sprawiać wrażenie zbyt czarno-białej, jednak nie sposób zarzucić mu koniunkturalizmu. Jego filmowe wypowiedzi są szczere, czasem naiwnie wierzące w sprawiedliwość i wyższe wartości, czasem okrutnie cyniczne, ale kreujące konsekwentną wizję świata i tego, co jest dobre, a co złe. Charakterystyczny moralizatorski ton reżysera uwidacznia się już w debiutanckim Seizure.
Goście Blackstone’ów należą do wyższych sfer. To różnej maści artyści, ludzie atrakcyjni i majętni, a przy tym zaplątani w niesatysfakcjonujące relacje lub pełni moralnych niedostatków. Kończąca się krwawą jatką napaść na dom podczas imprezy śmietanki towarzyskiej, budzi nieodparte skojarzenia ze zbrodnią sekty Charlesa Mansona w willi Romana Polańskiego. Okrutna rzeź, pełna pogardy dla burżuazji, która wydarzyła się pięć lat wcześniej, w momencie kręcenia Seizure nadal żyła w pamięci (nie tylko) amerykańskiego społeczeństwa. Ten kontekst, odczuwany nawet podświadomie, buduje dodatkową warstwę grozy. Paradoksalnie na odbiór filmu równie dobrze wypływa jego niski budżet. Na poły amatorskie zdjęcia, eksperymentalna praca kamery i światło w dziwny sposób przedstawiające postaci skąpane w mroku, to kolejne elementy, które potęgują jeżenie się włosów na głowie podczas oglądania.
Karzeł (Hervé Villechaize), Seizure
Jednak wróćmy do wątku moralności. To surrealistyczne home invasion podlega prostym zasadom – wszyscy zebrani zostaną zabici, ocaleje tylko jeden zwycięzca. Zanim dojdzie do pierwszej konkurencji – nocnego biegu, w którym ostatnia osoba docierająca do mety zostanie zgładzona – zginą dwie osoby. Pierwszą z nich jest młody kochanek żony producenta, uduszony przez Królową Zła, udającą jego atrakcyjną partnerkę. Druga to Eunice (Anne Meacham), starzejąca się kobieta, która marzy o powrocie do dawnej miłości i ciała sprzed lat. Karzeł obiecuje jej, że jeśli wysmaruje sobie twarz pomadką, znikną z niej wszystkie zmarszczki. Efekt jest odwrotny – twarz bohaterki wygląda upiornie, a ona sama zostaje uśmiercona.
Nie ulega wątpliwości, że obie postaci zostają ukarane za swoje grzechy. Podobnie dzieje się i później. Wyścig przegrywa chciwy i egoistyczny producent, bezskutecznie próbujący przekupić Kata. Kolejną ofiarą jest jego równie samolubna i próżna żona, która ponosi porażkę w walce z przestraszonym Edmundem. Każda z czterech postaci zostaje przedstawiona przez pryzmat swoich wad. To osoby równie złe, co ich oprawcy, przez co ich śmierć nie przeraża niczym prócz cielesnego okrucieństwa.
Na ich tle wyjątkowo prezentuje się Serge (Roger De Koven), mąż Eunice, filozof u kresu życia. Tylko on pomaga Edmundowi zrozumieć, co się właściwie dzieje. Sprowadza też sytuację na metaforyczną ścieżkę – odwołując się do mitologicznych postaci (takich jak bogini Kali) oraz pomagając gospodarzowi zajrzeć w głąb siebie i podjąć dalsze kroki w celu przetrwania. Serge jako jedyny dobrowolnie godzi się na śmierć. To temat, który zdążył już przepracować – z racji wieku wie, że nie zostało mu wiele do przeżycia. Co ciekawe, z podobną dozą racjonalizmu bohater staje do wyścigu. Jako najstarszy jest przekonany o tym, że go przegra, jednak konsekwencja i nieszukanie drogi ucieczki sprawia, że trafia na metę jako pierwszy. Postawa mężczyzny co prawda nie uwalnia go od topora Kata, ale jednak zyskuje nią szacunek Królowej Zła, która jego i Nicole określa jako jedyne wartościowe osoby w domu.
Serge (Roger De Koven), Seizure
Archetypy i symbole
Nicole jest idealną opiekunką ogniska domowego. Gdy mąż próbuje uciec, zostawiając w domu syna, namawia go do powrotu. Jedyne dziecko ukrywa przed trójką złoczyńców i przekazuje mu wskazówki jak przetrwać. Kobieta nie ginie z rąk morderców. Popełnia samobójstwo – nie z lęku przed nimi, ale z rozczarowania mężem. W dalszej części snu staje się jedyną godną przeciwniczką Królowej Zła.
Nocni okupanci przypominają archetypiczne symbole, które można interpretować na różne sposoby. Potężny, wysoki i postawny czarnoskóry Kat i jego przeciwieństwo – blady Karzeł o dziecięcym wyglądzie – to postaci często pojawiające się w zbiorowej wyobraźni. Można je rozumieć wielorako – jako id i superego lub po prostu jako nieuświadomioną małość i okrucieństwo głównego bohatera. Atrakcyjna Królowa Zła, piękna i okrutna, przez Serge’a porównana zostaje do Kali, hinduskiej bogini czasu i śmierci. Mimo tego, że zadawanie bólu sprawia jej radość, jej zachowanie jest usystematyzowane i sprawiedliwe. Edmund widzi ją jako czystą dlatego, że jest wcieloną śmiercią i końcem. Nieprzejednaną i głuchą na jego prośby i próby manipulacji. Królowa każe bohaterowi stanąć oko w oko z prawdą. Pokazuje mu jego samego w całej, słabej i niepozbawionej podłości krasie oraz zmusza do dokonania okropnego wyboru – między życiem swoim, a syna.
Edmund Blackstone (Jonathan Frid), Seizure
Tutaj pojawia się główna myśl filmu. Zawiła, wielopiętrowa oniryczna narracja oscyluje wokół jednego tematu: relacji ojca i syna. Edmund dwa razy opuszcza dziecko. Nie jest pewien czy sprawdza się w tej roli, czy nie wolałby zacząć wszystkiego od nowa. Kluczowe są rozmowy między bohaterami, które następują na długo przed najściem. W pierwszej chłopiec pyta rodziciela o przyczynę jego lęków, na co ten odpowiada, że boi się czegoś, co jest w nim samym. Dziecko, podobnie jak odbiorca, nie rozumie, o co chodzi. Myśli, że jest to coś związanego z pisarstwem, albo kolejna tajemnica świata dorosłych. Jednak nocny koszmar wydobywa na wierzch mroczny sekret – rola ojca nie jest stworzona dla Edmunda. Wydaje się, że syn potrafi to wyczuć. W najdziwniejszej rozmowie między nimi główny bohater zapewnia pierworodnego, że kocha go jak mamę, na co syn odpowiada zdziwieniem, nie wierzy w jego słowa. Powtarzający się koszmar, początkowo tylko wspomniany, później ukazany w całości, ma na celu uświadomienie mu głęboko skrywanej myśli o tym, że tak naprawdę nie chce być głową rodziny. Obudzenie ojca przez syna jest klamrą, spajającą początek i koniec Seizure. Wszystko, co dzieje się w filmie, wychodzi z wnętrza Edmunda, co można rozumieć na wielu poziomach – zmaterializowanej fikcji literackiej, powracającego koszmaru, czy rzeczywistości, która zamienia się w matnię. Niezależnie od tego, lekcja, którą dostaje bohater, jest tak samo jednoznaczna i czytelna. Edmund dowiaduje się, kim naprawdę jest. I jaka czeka go za to kara.
Seizure (1974), reż. Oliver Stone
O autorce:
Filmoznawczyni, joginka, flâneuse. Zawodowo zajmuje się przede wszystkim literaturą. Jej główny obszar zainteresowań to: surrealizm, melancholia, sztuka, sny i punk rock.