Czym byłyby horrory bez rytuałów? Zło odnawia się przecież cyklicznie, zamaskowani mordercy powstają raz w roku, a świąteczna celebracja nie istnieje bez swojego demonicznego rewersu. Horrory bożonarodzeniowe w mniej lub bardziej planowy sposób podważają komercyjny wizerunek Świąt. Dobrotliwego Mikołaja pokazują jako obleśnego typa w brudnym kubraku. Zabawki spod choinki czynią mordercami dziateczków. Na pocztówkę Normana Rockwella nakładają mrok i zgniliznę. Christmas horror jest jak dickensowska Opowieść wigilijna, tyle że bez szczęśliwego zakończenia. Po prostu utykasz na całe trzy dni w najgorszym koszmarze Ebenezera Scrooge’a. Wesołych Świąt, kochani! (KK)
5. Sczeźnij, Mikołaju – Christmas Bloody Christmas (2022), reż. Joe Begos
Autor Ekstazy (2019) maksymalnie podkręca swoją miłość do neonów, wykorzystując potencjał świątecznych lampek. Bożonarodzeniowy horror w jego wykonaniu skrzy się od estetycznych bodźców. W postać final girl wciela się tu pracowniczka sklepu muzycznego, którego ścianę zdobi hasło „Lemmy is God”. Kontestująca ideę Świąt bohaterka udaje się ze współpracownikiem w alkoholowo-narkotykowy ciąg, którego dynamika zasadza się na kłótniach o horrory i metalowe kapele. Noc skończyłaby się tylko kacem i wyrzutami sumienia gdyby nie grasujący po dzielnicy Mikołaj-android, zabijający bez litości niegrzecznych dorosłych. Joe Begos z maestrią łączy seks i przemoc, jak w jednej z najciekawszych scen, gdzie wyciekająca z ofiary krew zestawiona jest z ujęciami splecionych, wilgotnych ciał. Rock’n’rollowy flow i charakterna bohaterka (nawet, jeśli chciałoby się skrócić jej wypowiedzi o połowę) niosą ten film. Niejedna rogata dusza poczuje czystą radość Świąt. (SN)
4. Duch Świąt – The Curse of the Cat People (1944), reż. Gunther von Fritsch, Robert Wise
Białe Boże Narodzenie. W czasie gdy domownicy celebrują Święta, dziewczynka wygląda przez oszronione okno. Na podwórzu stoi piękna pani – czarodziejka, widziadło, duch. Irena Dubrovna, niegdyś niosąca zgubę mężczyznom, teraz jest towarzyszką samotnego dziecka. Potrafi przy tym władać przyrodą. Na rozkaz ducha podmiejski ogród zmienia się w śnieżny wonderland. Podobne gotyckie imaginarium ujawni się wiele lat później w zimowej scenie Edwarda Nożycorękiego (1990, T. Burton), gdzie zwyczajna przestrzeń zostaje na moment zaczarowana w mroźną krainę. The Curse of the Cat People zachwyca elegancją. Swobodny sequel Ludzi kotów (1942, J. Tourneur) pod względem atmosfery i plastyki dorównuje oryginałowi. Analogicznie do pierwszej części proponuje też grozę w wersji niejednoznacznej i wyrafinowanej. Jeśli macie ochotę na bożonarodzeniowy horror, a nudzą was zbryzgani krwią Mikołajowie i głupkowate gremliny, udajcie się na spotkanie ze wspaniałą Ireną – godną następczynią Królowej Śniegu. (KK)
3. Rzeźnia w akademiku – Czarne święta (1974), reż. Bob Clark
Jak przystało na świąteczne kino, film Boba Clarka to prorocza wizja slashera. Na cztery lata przed Halloween (1978) Johna Carpentera i na sześć przed Piątkiem trzynastego Seana S. Cunninghama Czarne święta pokazały jak budżetowymi środkami opowiadać o krwawej masakrze w sposób nowatorski i gustowny. Czego tutaj nie ma, co widzieliśmy później na przestrzeni kilku dekad w kinie? Ujęcia POV zanim wymyślono steady-cam, charakterystyczny dźwięk wydawany przez zwyrola, telefoniczne pranki, wreszcie: ikoniczna kwestia „The calls are coming from the house” i konfundująca wolta. Cała masa inspiracji dla twórców przyszłych pokoleń: od Wesa Cravena po francuski ekstremizm. To, co jednak w Czarnych Świętach urzeka najbardziej, to atmosfera, jaka panuje w żeńskim akademiku. Muzyka, budowana w przestrzenny sposób, spojona ze starym, skrzypiącym domem, wykorzystuje naturalne dźwięki budynku. Pianino rozstraja się, a głosy kolędników dochodzą z oddali, niczym z zaświatów. Dodajmy do tego wyważone aktorstwo i kameralne, budujące świąteczny klimat zdjęcia Reginalda Morrisa. Gdyby nie zwyrol na strychu, aż chciałoby się posiedzieć dłużej z resztą towarzystwa. (NK)
2. On ma cię na liście! – Świąteczne zło (1980), reż. Lewis Jackson
Uwaga! To nie jest kolejna pluszowa historia dla grzecznych dzieci. Malcy oglądają gołe baby przy otwartym oknie i przeklinają, a Mikołaj to sfrustrowany pracownik fabryki zabawek, biorący odwet na świecie, którym rządzi pieniądz i wyrachowanie. Zaskakująco brudny film (niczym komin przed przejściem brodatego darczyńcy) za nic ma celebrację spod znaku sympatycznie migających światełek czy prezentów opakowanych w kolorowy papier. Podarunki rozcina się nożem myśliwskim i patroszy, a w blasku lampek mama migdali się z pękatym nieznajomym w czerwonym kubraku, ku zniesmaczeniu dzieci (na które przy okazji czeka rózgowe rozczarowanie). Świąteczne zło to brudno-ziarnisty filtr, znerwicowany Mikołaj, paskudne domy i bożonarodzeniowy czar, który nawet w telewizji wydaje się niedostępny dla zwykłych śmiertelników z przedmieść. Duch kapitalizmu ma kontury obskurnych zabawek, zapach przywiędłej choinki i kształt sani namalowanych na mikołajowej furgonetce, której nie powstydziłby się Ted Bundy. Strzeżcie się milusińskich przebierańców! (MP)
1. Chatka z piernika – Whoever Slew Auntie Roo? (1971), reż. Curtis Harrington
Raz do roku dziesiątka najgrzeczniejszych sierotek zostaje zaproszona na świąteczną wieczerzę w okazałej posiadłości. Wigilia u bogatej pani okazuje się równie zbytkowa co jej dom, a napchane pierniczkami dzieci szybko tracą czujność. Rzut oka na spraną paletę kolorów wyraźnie zapowiada – w tej szafie ktoś skrywa trupa. Whoever Slew Auntie Roo?, makabryczna wersja baśni o Jasiu i Małgosi, straszy upiornymi zabawkami, rozedrganą, zdziecinniałą postacią cioteczki i atmosferą nieustępliwego szaleństwa. Mimo morderczych zapędów „czarownicy”, trudno nie dostrzec w jej widowiskowym obłędzie następstw samotności i życiowych tragedii, a w zabiedzonych buźkach dzieci – banalnego cynizmu. Zwrot ku rodzinie oraz potrzeba odnowienia, nieomylnie złączone z okresem między Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem, ukazują swoją przewrotną gębę (KG)