Czarne i białe. Recenzja Saint Omer Alice Diop

Dramaty sądowe wywołują we mnie kaskadę emocji. Jestem w nie całkowicie zaangażowana, gładko wchodzę w kibicowanie jednej ze stron, by później borykać się z poczuciem niesprawiedliwości lub uśmiechać z satysfakcją. Saint Omer (2022) Alice Diop powstał w kontrze do moich przyzwyczajeń. Zamiast czarno-białego świata dostałam obraz złożony z niuansów, wymykający się jednoznacznej ocenie.

Pisarka Rama (Kayije Kagame) przyjeżdża na proces Laurence Coly (Guslagie Malanda) oskarżonej o dzieciobójstwo. Chce napisać o niej artykuł, jednak szybko okazuje się, że sprawa angażuje ją bardziej prywatnie niż zawodowo. Proces budzi w kobiecie wspomnienia z dzieciństwa – powracają echa relacji z matką, z biegiem akcji odsłaniające kolejne obrazy niezrozumienia i wzajemnej wrogości. Ponadto Rama tak jak pozwana pochodzi z Senegalu, więc z łatwością dostrzega ksenofobię pozornie tolerancyjnego francuskiego społeczeństwa, z którą obie się zmagają. 

Alice Diop, dotychczas tworząca kino dokumentalne, w debiucie fabularnym odwołuje się do własnych doświadczeń. W 2016 roku, podobnie jak Rama, obserwowała proces Fabienne Kabou winnej pozostawieniu córki na plaży na pewną śmierć. Ówczesne obserwacje reżyserki znajdują odbicie w nietypowym, chłodnym, a jednak wypełnionym tłumionymi, niewypowiedzianymi emocjami Saint Omer. Coly różni się od znanych z kina oskarżonych – choć jej zbrodnia nie podlega dyskusji, to jednak trudno ją znienawidzić.  Mimo, że przeraża kamiennym wyrazem twarzy, częściej zza tej maski wygląda ofiara niż kat. Na sali sądowej krzyżują ją jedynie mężczyźni – oskarżyciel i partner życiowy – zebrane kobiety, łącznie z sędziną, ronią łzy i nie są jednoznaczne w ocenie morderczyni.

Oskarżona nie jest tu bezwzględną dzieciobójczynią, jak Dawn w Kobiecy kłopotach (1974, J. Waters). Zgodnie z zaskakującym oświadczeniem wygłoszonym na samym początku procesu, nie wie, dlaczego popełniła zbrodnię i ma nadzieję, że dowie się tego dzięki rozprawie. Postępowanie sądowe ma zatem charakter psychologiczny, moralny (niemal religijny) i przede wszystkim kulturowy. Coly jest postacią zagubioną w obcej cywilizacji. Saint Omer pod tym względem jest opowieścią o trzech córkach imigrantów – oskarżonej, Ramie i samej Diop – które jak mało kto widzą, że fundamentalne wartości europejskie, tak istotne we francuskim społeczeństwie, nie są uniwersalne i stosuje się je jedynie wobec białych, uprzywilejowanych obywatelek i obywateli. Coly jest winna, jej zbrodnia nie jest kwestionowana ani pozbawiona potworności, ale jest również ofiarą. Własnej depresji poporodowej, nieprzystosowania i przede wszystkim kultury, która ją wykluczyła i skazała na anonimowość. 

Saint Omer jest jednocześnie filmem o wielu odcieniach macierzyństwa – przede wszystkim o kobietach, które nie są na nie przygotowane. Rama staje przed perspektywą bycia matką. Jej rodzicielka, co sugerują enigmatyczne reminiscencje, ze względu na poczucie obcości w nowym kraju, okazywała córce niechęć i oschłość. Natomiast Coly zrezygnowała z bycia rodzicielką po kilkunastu miesiącach życia córki. Choć często pisze się o Saint Omer jako o współczesnej interpretacji mitu o Medei, to jednak nie widzę w zachowaniu bohaterki (czy bohaterek) wrogości wobec dziecka, której przyczyną jest zemsta na partnerze. Historii bliżej do indyjskich wierzeń, przede wszystkim postaci z orszaku bogini Kali, nazywanych „duchami złych matek”. Diop skupia się na cieniach macierzyństwa. Temacie tabuizowanym przez społeczeństwo, który spychany do nieświadomości, może prowadzić do zbrodni.

Dopracowany realizacyjnie, skromny w środkach, ale bardzo nowoczesny pod względem pracy kamery czy perspektywy, Saint Omer jest filmem wymagającym, otwierającym dyskusję, a nie ją podsumowującym. Pada w nim wiele ważnych, demaskujących hipokryzję zachodniej kultury słów, jednak przede wszystkim jest to kino twarzy. Jak w słynnym Męczeństwie Joanny d’Arc (1928, C. T. Dreyer) tak i tutaj zbliżenia na oblicza kobiet: Coly, Ramy, obrończyni, sędzi, matki Coly, czy zebranych na ławie przysięgłych, obezwładniają i oddalają od wydania niezbitego sądu. To film, który oducza oceniania i podkreśla, że każda sytuacja ma więcej warstw, niż się wydaje.

Saint Omer (2022), reż. Alice Diop

O autorce:

Filmoznawczyni, joginka, flâneuse. Zawodowo zajmuje się przede wszystkim literaturą. Jej główny obszar zainteresowań to: surrealizm, melancholia, sztuka, sny i punk rock.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Może cię zainteresować

Begin typing your search term above and press enter to search. Press ESC to cancel.

Do góry