Fabryka koszmarów. Filmy o ciemnej stronie Hollywood

Przemocowi producenci, cyniczni gliniarze, upadłe gwiazdy i złamane marzenia; system przeżarty złem już u podstaw. W wybranych przez nas opowieściach Hollywood ujawnia swoją najgorszą stronę, zastawiając pułapki na tych i na te, którzy odważają się marzyć i mierzyć wysoko. To miejsce, które szybko rewiduje poglądy na temat kosztów życia na świeczniku, pokazując, jak łatwo błogi sen może zamienić się w koszmar. W końcu, jak kiedyś powiedział Christopher Hitchens: „To Los Angeles, w większości pełne bzdur, złudzeń i egomanii”. (MP)


8. Miasto przeszłości – Tajemnice Los Angeles (1997), reż. Curtis Hanson

Gęste w klimacie i dialogu powieści Jamesa Ellroya z serii The L.A. Quartet stworzone są dla kina lubującego się w nostalgicznych wycieczkach. Szczególnie adaptacja trzeciej odsłony cyklu, Tajemnic Los Angeles, cieszy się dziś wielką estymą. Ta neonoirowa opowieść o trzech gliniarzach pracujących nad sprawą wielokrotnego morderstwa w nocnym barze mocno osadza się na kinofilskich tęsknotach i zmysłowym postrzeganiu. Los Angeles wibruje charyzmą, spływa hektolitrami wypitej gorzały, grzeje się w oparach elegancko palonych papierosów, wciąga niczym miękkie bagienko grzesznych przyjemnostek. Zaludnione przez wszelkiej maści ekscentryków jest przy tym miejscem szans na szybką karierę i jeszcze szybsze pieniądze, ale też wylęgarnią mrocznych tajemnic i doświadczeń, które odbierają wiele. Dzięki scenograficznemu wyczuciu i aktorskiej pasji ten skorumpowany świat mniejszych czy większych machlojek, złamanych karier i zgorzkniałych stróżów prawa jeszcze długo po seansie nie wypuszcza ze swoich objęć. (MP)


7. Proteza życia Zamroczenie (1980), reż. Vernon Zimmerman

Ten nierówny, przeciągnięty i źle wyreżyserowany film jest jednocześnie fascynujący – ma świetne momenty i stanowi tyleż upiorną, co unikalną wizję kina jako koszmaru, nałogu i protezy realnego życia. Jego bohaterem jest kinofil-obsesjonat, młody, wyobcowany społecznie chłopak, mieszkający w Los Angeles i pracujący w magazynie pośledniego dystrybutora filmowego. Sfrustrowany, nękany przez otoczenie, odrzucony i przeżarty kompleksami zaczyna popełniać morderstwa inspirowane scenami znanymi z ekranu. Hollywood, którym się karmi i które wydaje mu się łatwo dostępne, ostatecznie okazuje się nieosiągalne – jest toksycznym marzeniem, źródłem szkodliwych aspiracji. W takim świecie młodzi ludzie naiwnie przebierają się za gwiazdy kina – odtwarzają sceny i gesty, żyją nieswoim życiem, są jak zombie – choć rzeczywistość na około wcale nie przypomina tej ekranowej, atrakcyjnej, jaskrawej, nieprawdziwej. (DJS)


6. Odłamki drugiej strony lustra – Mulholland Drive (2001), reż. David Lynch

Konwencja sennego koszmaru świetnie pasuje do pokazania Fabryki Snów. Marzenia o sławie i karierze mogą prowadzić do prawdziwej psychozy, czego dowodem jest filmowa historia Diane/Betty. Niewinna, pełna marzeń dziewczyna, wskutek ich niespełnienia i przebywania w zdegenerowanym środowisku zmienia się w niemoralną, zdolną do przemocy kobietę. Równolegle poznajemy opowieść o Ricie, femme fatale, która zna niebezpiecznych ludzi, a role dostaje dzięki seksapilowi i układom. Lynch odsłania mroczną stronę Hollywood, podkreśla, jak łatwo miejsce to łamie życiorysy. Jednocześnie podkreśla terapeutyczną siłę fikcji i widowiska – funkcję kina przejmuje tu występ w Klubie Silencio, który pozwala bohaterkom na przeżycie głębokiego katharsis. Mulholland Drive to produkcja, która przez formę onirycznej narracji zaprasza na drugą stronę lustra, a jednocześnie rozbija je, dekonstruując wyobrażenia o amerykańskim śnie, którego stolicą jest Los Angeles. Odłamki rozbitego lustra mogą naprawdę mocno pokaleczyć. (SN)


5. Marzenie chłopczycy – Inside Daisy Clover (1965), reż. Robert Mulligan

Daisy spędza wakacje w rozchybotanej budzie, gdzie sprzedaje fotosy ze sfabrykowanymi autografami gwiazd. Razem z matką mieszkają w dzielnicy cyrkowej, w zdezelowanych przyczepach z odłażącą farbą. To Hollywood widziane z perspektywy peryferiów, utkane z marzeń i niespełnionych nadziei; miejsce-aspiracja, już od fundamentów przetrącone goryczą. Interes się nie kręci, więc rozgarnięta piętnastolatka postanawia zaryzykować. Puszczone w świat nagranie zostaje zaakceptowane przez panów w garniturach i wkrótce rozśpiewana dziewczyna wyrusza w drogę do Fabryki Snów. Daisy, ta mieszanka sierotki i clowna (jak charakteryzuje ją producent), jest zresztą sercem filmu. To zamaszysta chłopczyca o krótkiej, postrzępionej fryzurce, odmieniec, ale łatwy do przetrawienia przez filmową machinę. Hollywood okazuje się bezduszną instytucją, która bezwzględnie odgradza bohaterkę od matki i nieustannie przypomina, że nawet najgłośniejsze nazwiska można zastąpić następną czekającą w kolejce marzycielką. Fikcją jest także pozornie szczęśliwy związek Daisy: sympatyczny zawadiaka grany przez Roberta Redforda demaskuje sam siebie jako pijaczynę i bogatego synalka, a wkrótce na jaw wychodzi jego skrywana orientacja seksualna. Mimo coraz bardziej przygnębiających tonów opowieści, finał jest zadziorny jak bohaterka – film kończy się nie rezygnacją, ale płomienną obietnicą walki. (KG)


4. Mistrz ceremonii – Piękny i zły (1952), reż. Vincente Minnelli

Hollywood w obiektywie Vincentego Minnelliego to kraina tyleż ekscytująca, co karmiąca demony przeszłości. Twórca, łącząc autotematyczny sztafaż z językiem melodramatu, spogląda za kulisy z liryczną wrażliwością, ale też szczerze. Zamiast mydlić oczy, stawia na to, co niewygodne i dręczące podskórnie. Mistrzem ceremonii w tym depresyjnym świecie straconych szans i samotności jest Jonathan Shields – cyniczny producent, który dzieli i rządzi, zrzuca z piedestału gdy trzeba, kreuje kolejne gwiazdki dla potrzeby chwili. Koronkowa konstrukcja sprawia, że poznajemy go za pośrednictwem historii opowiedzianych przez jego dawnych współpracowników, wspominających czasy szczytu popularności u boku bezwzględnego filmowca. Jaka jest cena sławy i rezygnacji z ideałów? Minelli nie daje prostych odpowiedzi, portretując Fabrykę Snów jako miejsce przenikających się skrajności. W końcu, jak przyznaje sam Shields: najlepsze filmy robili ludzie, którzy nawzajem się nie cierpieli. (MP)


3.  Atrapy i manekiny – Star 80 (1983), reż. Bob Fosse

Jest to ostatni film nakręcony przez Boba Fosse’a, nieco chyba zapomniany, niedoceniony, wciąż jednak działa – z jednej strony jako wstrząsająca opowieść o tragedii dziewczyny zamordowanej przez sfrustrowanego męża w typie macho, z drugiej jako odpychająca pocztówka ze świata po rewolucji seksualnej, krytyczny głos w sprawie zasad funkcjonowania amerykańskiego show-biznesu. Tutaj liczy się przede wszystkim spektakl – uroda, ciało w odpowiednich wymiarach, prężna dynamika, wszystko wystudiowane, zaprojektowane, zafałszowane. Dążenie do realizacji mokrych fantazji wypiera prawdziwe życie, a wraz z nim zdrowe relacje. Narcyzm to wartośćcią naczelna. Nawet seks jest już tylko symulowany. Jak pisze Maria Kornatowska w „Eros i film”: „Fosse pokazuje, jak można fałszować zachowania seksualne i jak ideał fotograficzny modeluje rzeczywistość, jak żywa istota przeobraża się w obraz, identyfikuje się z obrazem, który staje się od niej ważniejszy”. Hollywood jest koszmarem, w którym atrapy i manekiny zastąpiły ludzi. (DJS)


2. Romanse i barbiturany – Beyond the Valley of the Dolls (1970), reż. Russ Meyer

Produkcja Russa Meyera jest błędem w matriksie Hollywood, antytezą bezpiecznego blockbustera. Do upichcenia tego wywaru potrzeba było trzech składowych: reżysera filmów sexploitation, rozkochanego w dużych biustach i fantazyjnym montażu, scenariusza pióra uznanego krytyka oraz wielkich pieniędzy. Za (bardzo) luźną inspirację przyjęto Valley of the Dolls, głośną produkcję na podstawie obrzydliwie dochodowej powieści Jacqueline Susann. Na świat przychodzi kampowa opera mydlana, która na kilka lat zaprosi Meyera do głównego nurtu. Czego tu nie ma: chciane ciąże i niechciane aborcje, zdrady, paraliże, cuda, pejotlowe orgie i całe pokłady dramy. Fabuła koncentruje się na trójce muzykalnych młodych kobiet, które przyjeżdżają do Miasta Aniołów z zamiarem zrobienia kariery. Wokalistkę po świecie rozpusty oprowadza byroniczny menago; może to i nie branża filmowa, ale mechanizm ten sam. Przez ekran przetacza się korowód indywiduów, barwnych, ale i nieznośne nudnych w swoim seksualnym wyzwoleniu (wspaniale wypada Edy Williams jako natrętna aktorka porno o lwiej grzywie i zamszowym głosie). Rzecz jasna wkrótce okaże się, że przesiąknięty perwersją show-biznes gnije od środka… Choć Beyond the Valley of the Dolls brakuje absurdalnej sprośności i nieskrępowanej energii grindhouse’owych filmów Meyera, końcowy morał jest jak wyjęty z Good Morning and… Goodbye! (1967) – życie toczy się dalej, miłość zwycięża wszystko. (KG)


1. Piekło dla scenarzystów – Barton Fink (1991), reż. Ethan i Joel Coen

Bracia Coen umiejscowili akcję filmu w latach 40., Złotej Erze Hollywood – mitycznym czasie, którego pozorne piękno burzą ze znanym sobie poczuciem humoru. Tytułowy bohater, początkujący scenarzysta, od pierwszych chwil w Los Angeles czuje się jak w dziwnym śnie. Piekielną atmosferę podsyca upiorny hotel z odklejającymi się tapetami, przenikliwe gorąco i producenci, którzy traktują go raz jak boga, a raz jak skończonego niedojdę. Barton Fink to mroczna satyra na Hollywood pożerające swoje dzieci. Biznes wymagający od utalentowanych scenarzystów pisania schematycznych historii o zapaśnikach, który w jednej chwili potrafi windować pracowników pod niebiosa, by w następnej zepchnąć ich (dosłownie) w otchłań piekła. Obok Finka ofiarą jest też jego pogrążający się w alkoholowym nałogu idol, W. P. Mayhew, i jego sekretarka, Audrey, współtwórczyni (czy może raczej ghostwriterka) jego tekstów. Krytyka Fabryki Snów nie raz powraca w późniejszych filmach braci, jednak to właśnie Barton Fink w najbardziej esencjonalny, stylowy sposób opowiada o truciźnie, którą przesiąknięte jest hollywoodzkie, rozgrzane powietrze. (SN)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Może cię zainteresować

Begin typing your search term above and press enter to search. Press ESC to cancel.

Do góry